Nad pastwiskami przetoczył się grzmot, aż ziemia zadrżała. Niebo przybrało odcienie szarości i beżu. Ciężkie chmury, naładowane elektrycznością, rozbłyskujące raz po raz, rozlały się leniwie nad odległym lasem. Nadawały niesamowitego kontrastu smukłym, bielusieńkim brzozom, które zaczynały tańczyć z wiatrem. Burza nadchodziła niespiesznie, lecz groźnie. Wiatr stopniowo przybierał na sile, rozrywając gałęzie drzew. Jeszcze zielona pszenica falowała niczym wzburzone jezioro.
Monika z aparatem w dłoniach napawała się grozą rozszalałej natury. Zachłannie zbierała obiektywem każdą zmianę krajobrazu, wychwytując świetliste linie na siniejącym niebie. Pierwsza dorodna kropla, która ucałowała ją w czoło, dała znak, że czas schować sprzęt. Dziewczyna żwawszym krokiem skierowała się ku najbliższej kopule drzew.
W ostatniej chwili, choć nieco już przemoknięta, skryła się w korytarzu pni. Tu dosięgały ją nieliczne krople rozszalałej ulewy. Maszerowała wzdłuż dróżki skąpanej w półmroku, przecinającej gęsty las równo w połowie. Nie wiedzieć czemu poczuła ciarki na plecach. Szła dosyć niepewnie, a narastający niepokój wyczulił jej słuch na najdrobniejsze nawet szmery. Starała się spoglądać przed siebie i nie wpatrywać w ciemną toń lasu.
W pewnym momencie, kiedy zaczynała już popadać w obłęd, na horyzoncie zamajaczył mały domek. Odetchnęła z ulgą i przyspieszyła kroku, pokładając nadzieję w gościnności właścicieli.
Kod: Zaznacz cały
Mimo padającego deszczu, drzwi do chałupki były otwarte na oścież. W obejściu wokół domku nie rosło żadne drzewo, toteż podwórko tonęło w błocie. Monika szybko podbiegła do drzwi i wskoczyła na ganek. Kolejne wejście także stało otworem i prowadziło do niewielkiej izby pełniącej jednocześnie funkcję kuchni i pokoju. W środku nikogo nie było. W piecu umieszczonym w lewym rogu płonął ogień, który ocieplał pomieszczenie.
Monika nie wiedziała co robić. Wejść do środka i poczekać aż ktoś się zjawi czy wycofać się i kontynuować wędrówkę. Pierwsza opcja bardziej przypadła dziewczynie do gustu. Może nie przepędzą jej siekierą. W najlepszym wypadku poczeka aż deszcz ustanie i odejdzie i nikt nawet nie zauważy, że tu była.
Już miała wejść do środka, kiedy w kącie coś zauważyła. Siedziało tam, wsparte o regalik, przykurczone stworzenie o szorstkiej skórze i błoniastych palcach u rąk. Było szpetne i cuchnęło mułem rzecznym. Złote oczy łypały złowrogo na srebrzystego kota, leniwie rozłożonego u stóp fotela. W pewnym momencie zwinnym ruchem doskoczyło zwierzęcia i kłami rozerwało mu tętnicę.
Z ust przerażonej Moniki dobył się krzyk. Stwór zwrócił się w jej stronę, stając na dwóch cienkich kończynach o stopach zbliżonych do ludzkich, które pokrywał mech. Odłożył swoją zdobycz i powoli zmierzał ku dziewczynie niczym kot polujący na mysz. Monika nie czekając na rozwój sytuacji, wypadła z domku i ile sił w nogach zaczęła uciekać.
Kod: Zaznacz cały
Biegnąc dróżką, którą przyszła, kątem oka dostrzegła wyraźny ruch wśród drzew. Nagle tuż przed nią, na ścieżkę wyskoczyła goniąca ją istota. Monika zatrzymała się, zachowując jak największą odległość. Spojrzała w las i ujrzała armię identycznych stworzeń zmierzających wprost na nią. Nie miała gdzie uciekać. Była przerażona. Rozszalałe serce czuła w skroniach. Uda zalał ciepły strumień moczu.
Szpetne stworzenie, stojące na drodze, rzuciło się na dziewczynę, zwalając ją z nóg. W szarpaninie zerwała pasek aparatu, który uderzając o ziemię, kilka metrów dalej rozbłysnął fleszem. W tym momencie cała chmara tych krwiożerczych istot przystąpiła do ataku. Monika czuła, jak w jej ciało wbijają się dziesiątki szczęk o kłach ostrych niczym noże. Karłowate paskudy zaczęły ciągnąć dziewczynę w głąb lasu, wydając przy tym nieartykułowane odgłosy, coś na kształt gardłowego charczenia, warczenia. Próbowała się wyrwać, lecz nie miała żadnych szans.
Wciągnęły ją do nory wydrążonej w leśnej ściółce.
Grobową ciszę mrocznego lasu rozdarł przerażający wrzask kobiety.