To było w pierwszą noc listopada,
wiatr targał liśćmi, zaczęło padać.
W tym strasznym gwarze jak w karuzeli,
przybyła ona, jak anioł w bieli.
Nogi do nieba, blond - długowłosa,
mimo jesieni, miniówka kusa.
Pępek odkryty, obcas wysoki,
a wzrok poważny i pełen trwogi.
Wiatr kładł we włosy łapy zuchwale,
nie podobało jej się to wcale.
Nagle poczuła oddech za sobą,
o mój ty boże- to jakiś robot.
A może potwór z potężną głową
i ma ochotę pobzykać zdrowo?
Albo to wampir, chce krew jej wypić?
Młoda niewiasta ze strachu kipi.
Przyspiesza kroku, on za plecami,
swoim oddechem panikę karmi.
Dziewczę ucieka, on depcze pięty,
czuje jak szarpie, szturcha i męczy.
Serce jej wali jak dzwon w kościele,
ten duch grasuje już po jej ciele.
Wnika w jej pory, żyły, narządy,
nie potrzebuje na czyny zgody.
Blondi odchodzi niemal od zmysłów,
już się poddaje, nie ma pomysłu.
Lecz zanim wpadnie w szpony potwora,
może to wampir, zjawa czy zmora?
Odwraca głowę i ze zdziwienia,
patrzy na nocne wojaże cienia.
Strach miewa oczy bardzo wielgaśne,
widzi zdarzenia niejednoznaczne.