Ano, parodia, poezja dla mnie to coś, co nastraja optymistycznie albo karmi pięknym słowem, niebanalnym przemyśleniem, zaś utwory, po których trzeba sięgać po Prozac, poezją dla mnie nie są.
Tak myślę, Gelsomino i zdania nie zmienię. Wiersz poniżej to jakiś obrzydliwy twór, który akt miłosny sprowadza do poziomu rynsztoka.
Dziękuję za wizytę
Najlepszy wiersz miłosny, jaki mogę w tej chwili napisać (Ch.B.)
Słuchaj – powiedziałem do niej – mogłabyś wcisnąć język w mój odbyt?
- Nie – odpowiedziała a ja na to – Jeśli najpierw ja wcisnę swój język w twoją dupę,
czy wtedy ty poliżesz moją?
- W porządku – powiedziała
Mam więc głowę tam na dole i rozglądam się. Rozwieram pośladki.
Język suwam do przodu.
- Nie tam – mówi zdziwiona – nie tam! To nie to miejsce!
Wy kobiety macie więcej dziur, niż szwajcarski ser.
- Nie chcę żebyś tak robił!
- Czemu?
- Cóż... potem ja będę się musiała zrewanżować, a wtedy ty, na następnej imprezie
będziesz się chwalił wszystkim, jak to lizałam twój odbyt.
- Załóżmy, że obiecam nikomu nie mówić?
Ona teraz chce, żebym napisał wiersz miłosny.
Ale ja myślę, że jeśli ludzie nie potrafią pokochać swoich odbytów i pierdów i swojego gówna
i wstydliwych części tak samo, jak kochają miejsca dumne, to
nie jest to całkowita miłość.
Więc tak daleko jak sięga miłosny wiersz, dalej my nie sięgamy.
Ten wiersz będzie musiał jej wystarczyć.
Charles Bukowski z "Poems and insults" (1973)
przeł. z ang. Oscar Dziki