Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca II/24

Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

Rozpoczynamy anonimowo konkurs- DRABBLE - w temacie "Telefon"

Jak feniks z rosołów Konkurs o Złotą Pietruchę" - "LIST"

Utwory nagrodzone Nacią.


Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
ag
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 862
Rejestracja: 31 lipca 2017, 10:33
Lokalizacja: Lublin
Złotych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 3
Najlepsza proza: 3

Jak feniks z rosołów Konkurs o Złotą Pietruchę" - "LIST"

Post autor: ag »

Zofia Małek. Kobieta po trzydziestce. Przeciętna poza granice możliwości. Wykonywany zawód: ciepła posadka urzędniczki. Nuda do zarzygania. Hobby: kulinaria, prace domowe, ewentualnie w przydomowym ogródku. Czasem zbiera niebieskie migdały z tych swoich książek o boskich Adonisach i nie takich już młódkach uwięzionych w okowach codzienności. Strój codzienny: ulubione jeansy i wygodny t-shirt. Całość: pospolita, zupełnie jak jej imię.
Zofia Małek – moja matka. Trzy słowa podsumowujące? Matka, żona, przezroczystość. Tak, wiem mówi się zazwyczaj matka, żona i kochanka, jednak z tym ostatnim nijak nie da się utożsamić tej kobiety. W moich oczach, tj. oczach nie takiej znowu konserwatywnej nastolatki, moja matka sprawia wrażenie kompletnie aseksualnej. Muszę jednak przyznać, że z dwóch pozostałych przydomków wywiązuje się rewelacyjnie. Nie można jej zarzucić zupełnie nic w roli matki czy żony, ale dla nas – rodziny – stała się swego rodzaju wyposażeniem domu, tak jak tapeta w utarty geometryczny wzór, tkwiąca na ścianach odkąd sięga pamięć. Jak stara lampa, niezmiennie stróżująca w tym samym miejscu od lat, rozświetlająca domownikom drogę do kibla ciemną nocą.
Kobieta widmo, nikt jej nie zauważa, ale wszyscy czują jej obecność. Jedyna spontaniczność na jaką ją stać to pomidorowa w niedzielę, zamiast tradycyjnego rosołu ze schabowym. Takie szaleństwo uskutecznia przynajmniej raz w miesiącu. To jedyne czym może nas zaskoczyć, choć z perspektywy czasu stało się to dla nas normalnością. Może powinna spróbować z ogórkową.
To była jedna z takich niedziel. Ostatnia w miesiącu, w żadną inną z poprzednich nie pojawiła się pomidorówka, więc prostą dedukcją siedzieliśmy przy stole przygotowani na zaskoczenie. I ono nastąpiło. Na białym obrusie wylądowała dostojna waza, po brzegi wypełniona parującym rosołem. Wszyscy rzuciliśmy sobie dyskretne spojrzenia dezorientacji. Czyżby czekało nas coś innego niż schabowy?
Matka zasiadła jak zwykle na honorowym miejscu i nic. Siedziała wpatrzona gdzieś ponad stołem, zamyślona. Nie poczyniła najmniejszego choćby gestu, by poporcjować zupę do naszych talerzy.

  • Kochanie – zaczął nieśmiało ojciec. Chrząknął niepewnie. – Wszystko w porządku?
    Żadnej reakcji. Chyba wszyscy poczuliśmy nutkę niepokoju. Ojciec zmieszany chciał sięgnąć po łyżkę do nalewania zupy, ale zrezygnował nim dotknął rączki chochli.
    Matka westchnęła, jakby wracając do rzeczywistości. Spojrzała po nas smutnym wzrokiem.
  • Muszę wam coś powiedzieć. Nie umiem już dłużej tego ukrywać.
    Rak! Aż mi się ręce spociły, w brzuchu poczułam ucisk. Dlaczego ona? Dlaczego kurwa ona?! Całe życie przewinęło mi się przez głowę, a następnie oczami wyobraźni zabrnęłam w przyszłość, w której zabrakło naszej mamy. Poczułam się jak po wejściu do mieszkania, gdzie właśnie dokonano grabieży. Ze ścian pozrywano tapety, skradziono lampę – rodzinną pamiątkę. Bezcenną.
    Do oczu napłynęły mi łzy. W odruchu paniki złapałam matkę za rękę, którą umiejscowiła tuż przy swoim talerzu.
  • Mamusiu – szepnęłam przez ściśnięte gardło – czy ty umrzesz?
    Spojrzała na mnie zaskoczona, a kiedy zdała sobie sprawę jaką powagę i niepokój wprowadziła do atmosfery, wybuchła perlistym śmiechem. Zgłupiałam. Do reszty zgłupiałam. Nigdy nie słyszałam u niej takiego śmiechu. Na dobrą sprawę nigdy nie słyszałam, żeby się śmiała. Śmieszne sytuacje czy dowcipy zazwyczaj zbywała lekko szerszym uśmiechem, niż ten, który miała przyklejony do twarzy na co dzień.
  • Nie kochanie. – Odparła z zagadkowym błyskiem w oku. – Powiedziałabym, że jest wręcz odwrotnie. Rodzę się na nowo.
    Zaraz, zaraz. Tego dnia po raz pierwszy spojrzałam na nią widzącym wzrokiem. Co się stało z moją mamą? Jej mysi ogon, zastąpiła burza brązowych loków, puszczonych wolno, by kaskadą opadały na ramiona. Gdzie jej niedzielny t-shirt? Miała na sobie jakąś kwiecistą tkaninę. Czy to…? W szoku i niedowierzaniu spojrzałam pod stół. Sukienka! I do tego wcale nie do kostek! Ta kończyła się w połowie uda! Ona ma nogi! Ugryzły mnie nawet z lekka kompleksy. A gdzie się podziały jej pacpie? Moja matka, wierna niedzielnym tradycjom obiadowym i pelerynie niewidce jako strój powszedni, stąpała po domu boso! W niedzielę! Jej twarz! Boże ktoś podmienił tę kobietę! Przez myśl przeszło mi nawet, żeby złapać tę tutaj za kłaki i wywrzeszczeć jej w twarz: gadaj suko, coś zrobiła z moją matką! Jej oczy oblepiał beżowy pyłek. Ona umiała się umalować! I to jak! Naszła mnie szatańska myśl, że może to jakaś siostra bliźniaczka mojej matki, o której nikt z nas nie miał pojęcia, może nawet sama zainteresowana. Nagle pojawiła się w naszym progu i po pierwszym szoku i rozmowach postanowiły obwieścić rodzinie nowinę w dość niekonwencjonalny sposób.
  • O czym ty mówisz kochanie? – ojciec zadał pytanie pełnym napięcia głosem.
    Zauważyłam, że on również spojrzał przytomnie na matkę i odkrył dokładnie to samo co ja. Był równie zszokowany. Jedynie mój brat wydawał się bardziej zainteresowany opóźnieniem konsumpcji niż nietypowością całej tej sytuacji.
  • Postanowiłam, że się wyprowadzam – obwieściła matka jakże lekkim tonem.
    Zupełnie jakby mówiła „byłam wczoraj u fryzjera, ładnie wyszło prawda?”
    Zajebiście wyszło.
    Ojciec zbył to absurdalne wyznanie pobłażliwym uśmiechem i odważnie porozlewał do talerzy ostygły już rosół. Mój brat nie zważając na bombowe nowiny z entuzjazmem złapał za łyżkę. Tata spokojnie siorbał swoją porcję, zbywając temat jak primaaprilisowy żart. Zapomniał chyba tylko, że kwiecień skończył się trzy miesiące temu.
    Matka pozostawała niewzruszona. Zauważyłam, że spodziewała się innego scenariusza i nie była pewna jak postąpić dalej. Patrzyłam na nią uważnie i wiedziałam, że nie żartuje. Ciekawość i szok wzięły nade mną górę i pomogłam jej dopełnić scenariusz.
  • Mamo, co ty gadasz?
  • Kochanie – zwróciła się łagodnie w moją stronę, nakrywając moją dłoń swoją. Spojrzała mi szczerze w oczy – Pojawił się w moim życiu ktoś, z kim chciałabym spędzić resztę życia.
    Tu ojciec trochę się przykrztusił rosołkiem.
  • Ale, ale ale… - no nie wiedziałam co powiedzieć. Jakie pytania zadać.
  • Rok temu – na te słowa ojciec porzucił zainteresowanie jedzeniem na rzecz słów żony – dostałam list.
  • List? – rzuciliśmy oboje z ojcem, zupełnie nic z tego nie rozumiejąc.
  • Dostałam list od przyjaciela z młodości – wyraźnie się rozmarzyła na to wspomnienie.
  • Mamo, kto w dzisiejszych czasach wysyła listy? W dobie maili, mesangerów i całego tego społecznościowego gówna.
  • Przysłał list, bo nie mógł mnie odnaleźć. Pamiętał jedynie adres. Zmieniłam nazwisko, co bardzo utrudniło internetowe poszukiwania.
  • Skąd znał twój adres? Przecież adres też zmieniłaś – zauważyłam logicznie.
    Ojciec chyba był mi wdzięczny, że jako jedyna zachowałam przytomność umysłu.
    Mama lekko się uśmiechnęła. Uśmiechem jakim obdarza się nie do końca rozgarnięte dziecko.
  • List przyszedł do babci.
    Trochę to rozjaśniło sytuację, nie powiem. Ale szok nie minął.
  • Początkowo go zignorowałam – kontynuowała – przeczytałam, schowałam i planowałam zapomnieć. Ale nie mogłam przestać o nim myśleć. – Nie wiedziałam czy ma na myśli list, czy jego nadawcę – Te słowa coś we mnie obudziły, coś co myślałam, że dawno już uśpiłam – tu popatrzyła na tatę wzrokiem mówiącym rozpaczliwe przepraszam.
    Zdawało mi się, że w tym ułamku sekundy toczą między sobą tylko im zrozumiały dialog.
    Tata przygaszony wstał od stołu.
  • Mariusz – rzuciła mama w przestrzeń.
    Było to raczej bezcelowe rzucenie imieniem. Coś na kształt próby rozgrzeszenia siebie samej.
    No to nas matka zaskoczyła w tę ostatnią niedzielę miesiąca. Nie powiem, byłam w ogromnym szoku ale w jakimś stopniu mi to zaimponowało. Rzuciło nowe światło na moją matkę. Tego popołudnia ta odmieniona kobieta stała się jakoś tak bliższa mojemu buntowniczemu z natury sercu. Nagle przestała być bezbarwną postacią, której podobieństwem nie chciałam nigdy się stać.
    Byłam trochę rozdarta. Z jednej strony właśnie rozpadał się mój poukładany świat, z drugiej jednak zobaczyłam w swojej rodzicielce obraz kobiety z jajem. Zobaczyłam w niej wizerunek do którego sama dążyłam. Ja ani mój brat nie jesteśmy już dziećmi, zaraz wkraczamy w dorosłość, we własne światy, więc nie odczujemy wielkich skutków tego trzęsienia ziemi. Jakby nie było nie tracimy matki. Ojca też nie. Wiele małżeństw teraz bierze rozwody i można wszystko poukładać.
    Gorzej z ojcem, ale tak na dobrą sprawę sam jest sobie trochę winny. Gdyby inaczej traktował matkę przez lata ich małżeństwa. Gdyby ją dostrzegał, zauważał…
    Teraz nie byłby na straconej pozycji.
  • Opowiadaj mamo – nagle ku własnemu zaskoczeniu przybrałam ton przyjaciółki w konspiracji.
    Mama wróciła do mnie spojrzeniem, odgoniła wszystkie niepewności wypisane na twarzy i zaczęła z ożywieniem opowiadać.
  • Zaczęliśmy ze sobą korespondować. Z początku listownie. Tak było jakoś tak – zamyśliła się euforycznie – romantycznie. Później razem z listem zaczął przysyłać mi kwiaty.
    Tak, z pewnością nie mogłam odmówić romantyzmu. Nawet trochę zazdrościłam jej takiej historii.
  • I co? – nie mogłam odmówić sobie podniecenia, jakie wzbudziła we mnie ta opowieść.
  • Później odważyłam się i przystałam na jego prośbę zawartą w jednym z listów. To był ostatni list między nami.
  • Nie trybię – skonsternowała mnie poważnie.
  • W tym liście prosił o spotkanie. Zgodziłam się, ku mojemu zaskoczeniu wręcz z ochotą. Po tym spotkaniu wszystko było już inne. Naszą relację przenieśliśmy w realny świat, w którym uczestniczą wszystkie nowinki techniczne. Spotykaliśmy się regularnie. Znów coś do siebie poczuliśmy… Chociaż nie, to nie tak – przyłożyła palec wskazujący do ust w geście kontemplacji – Odkryliśmy, że nasze uczucia względem siebie nigdy nie wygasły – znalazła odpowiednie słowa.

Cóż za wspaniała historia. Żywcem wyjęta z tych jej książek, zalegających półki naszego domu. Zupełnie jakby to sobie wyczytała.
Ten wieczór spędziłyśmy razem na pogaduchach. Matka z córką, pierwszy raz przy butelce wina, jak najlepsze przyjaciółki w czystej konspiracji, zdradzające swoje najskrytsze sekrety.
Brat jak co wieczór uciekł do swoich tępych kumpli, a ojciec gdzieś się ulotnił. Przysłał mi tylko sms’a, że zatrzyma się na kilka dni u babci, że musi sobie wszystko poukładać.
To cisza przed burzą. Rozegrają się jeszcze dantejskie sceny, wieczory pełne wrzasków, nieudolnie tłumionych przez drzwi sypialni rodziców. Przed nimi niejedna podróż przez szesnastoletnie małżeństwo, która odkryje tak różne spojrzenia na to samo zagadnienie.
Jednak tamtego wieczoru wszystko zdawało się takie piękne. Może przez to wino, a może przez otoczkę romantyzmu tej historii. Nigdy nie widziałam matki tak beztroskiej, jak w tamtym momencie. Rozchichotanej, z kieliszkiem w ręku, jak stuknięta nastolatka.

Zofia Małek. Szczęśliwa kobieta po trzydziestce. Matka, była żona, kochanka. Gdy nikt z domowników nie patrzy, zajęty swoim życiem, wyczarowuje nogi, makijaż i sukienki, by rwać garściami niebieskie migdały.
Zofia Małek i czarodziejski list, który odmienił pospolitą kobietę od rosołu w magnes, przyciągający męskie spojrzenia.

Ostatnio zmieniony 28 kwietnia 2020, 17:32 przez ag, łącznie zmieniany 2 razy.

Co dziecko, którym byłeś, pomyślałoby o dorosłym, którym się stałeś? ~ Skradzione dziecko K. D.

Awatar użytkownika
ag
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 862
Rejestracja: 31 lipca 2017, 10:33
Lokalizacja: Lublin
Złotych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 3
Najlepsza proza: 3

Re: Jak feniks z rosołów Konkurs o Złotą Pietruchę" - "LIST"

Post autor: ag »

Powiedzcie mi o co tu chodzi,bo nie ogarniam. Jak wstawić podtytuł i odpowiednią emotkę do konkursu, bo ja czegoś takiego nie mam. I dlaczego w edytorze przy dialogach mam myślniki, a po przesłaniu tekstu robia się jakieś cholerne kropki? No i zdenerwowałam się...

to jest proste rozwiązanie: klikasz na ten link i tam zmieniasz Enable Markdown by default: na Nie

ucp.php?i=ucp_prefs&mode=post

Dany

Co dziecko, którym byłeś, pomyślałoby o dorosłym, którym się stałeś? ~ Skradzione dziecko K. D.

Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18138
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: Jak feniks z rosołów Konkurs o Złotą Pietruchę" - "LIST"

Post autor: elafel »

Spokojnie. Podtytułu chwilowo nie wpisujemy.
Kropki można poprawić.
Pozdrawiam :)

Ela

Awatar użytkownika
tcz
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 3261
Rejestracja: 30 maja 2018, 22:34
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Złotych Pietruch: 9
Srebrnych Pietruch: 3
Brązowych Pietruch: 6
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1

Re: Jak feniks z rosołów Konkurs o Złotą Pietruchę" - "LIST"

Post autor: tcz »

Ciekawa Pietrucha. Szokujące, dla rodziny, odrodzenie.
Z tym myślnikiem, który zamienia się w kropkę, radzę sobie w ten sposób - zamiast niego, wprowadzam (kopiuję i wklejam) pauzę lub półpauzę.

Ostatnio zmieniony 30 kwietnia 2020, 08:05 przez tcz, łącznie zmieniany 2 razy.

Tadeusz

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19638
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: Jak feniks z rosołów Konkurs o Złotą Pietruchę" - "LIST"

Post autor: Dany »

Pietrucha powinna być wesoła, śmieszna, z przymróżeniem oka. Do końca nie jestem przekonana, czy nadaje się ten utwór na Pietruchę, ale jak przymrużę oko, to mogę zaliczyć.
Dziwna rodzina. Córka dziwnie kocha matkę, uważając ją za powietrze albo w najlepszym razie za szarą myszkę, która sprząta i gotuje, do tego tradycyjnie i bez polotu. Gdy dowiaduje się o decyzji matki, zamiast zmartwić - zainteresował jej romantyzm i wówczas poczuła się jej przyjaciółką.

Fajny tytuł, ciekawie podjęty temat "list".

przykrzusił się- ponieważ jest to utwór z przymrużeniem oka, więc to słowotwórstwo uznaję za neologizm własny.

A gdzie się podziały jej pacpie?

  • papcie*- literówka

W dobie maili, mesangerów i całego tego społecznościowego gówna.

  • messengerów*

Nie powiem, byłam w ogromnym szoku ale w jakimś stopniu mi to zaimponowało.

  • przecinek przed "ale"

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18138
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: Jak feniks z rosołów Konkurs o Złotą Pietruchę" - "LIST"

Post autor: elafel »

Też miałam wątpliwości, ale jak Ty przymrużyłaś oko, to ja też mogę. W sumie, to opowiadanie o dziwnej rodzinie, na zachowanie której, nawet trzeba przymrużyć oko, żeby ją zrozumieć.

Ela

zakapioka
Autor/ka
Posty: 82
Rejestracja: 15 kwietnia 2020, 19:29
Lokalizacja: Wolfenbüttel
Brązowych Pietruch: 2

Re: Jak feniks z rosołów Konkurs o Złotą Pietruchę" - "LIST"

Post autor: zakapioka »

Wątpię, by w języku polskim egzystował czasownik "przykrztusić się"-

ODPOWIEDZ