samotność pali wnętrzności nie dają spokoju potargane myśli
rozpalonym ołowiem rozedrgane serce prowadzi w labirynt
na zatracenie a ja ślepiec szukam twych śladów jak światełka
w tunelu bo wciąż jesteś zapachem w zakamarkach duszy
już słychać zgrzyt poranka coraz bardziej czuję chłód
ochryple dźwięczy zerwana struna naszej rozmowy
po wilgotnych ścianach pełzają ociężałe cienie słów
i słońce łka w wyniosłym gardle dzwonu pęka cisza
coś dziś umarło nie pytam o sens bo nikt nie odpowie
a szarym chmurom tylko się zdawało że grają w błękit
twych oczu chociaż łzy jak korale więżą śmiech rozumiem
że wzejdzie noc i powoli zlepi powieki a mimo to wciąż
pędzę żeby zdążyć na spotkanie chociaż jestem
trochę zmęczony ale wiem że kiedyś
znowu tu przyjdziesz
a to jest ważne