Prześladuje nas klęska urodzaju „fachowców” od wszelkich dziedzin. Nastąpiło swoiste rozwolnienie kryteriów i profesjonalistą jest nie ten, co ma pojęcie o zawodzie, lecz ten, co wyżej skacze w partyjnych rankingach.
Tak więc lektor może mieć szczerbatą dykcję i powinien kaleczyć polszczyznę, a sejmowy zapiewajło może rozpuszczać jadaczkę na cały regulator (w myśl powiedzenia: im głupiej, tym lepiej).
Żurnalista nie musi znać elementarza, historii, faktów niezgodnych z ustaleniami. Z czego powstają modne hasła naszych czasów:
„Nie stój, nie czekaj, tylko błyśnij byle czym.
Precz z logicznym myśleniem.
Niech rośnie i pęcznieje w nas powszechny debilizm.
Kretyni wszystkich krajów – łączcie się”.