Kodo zagrzmiały pod kopułą czaszki, a może to moją głową uderzano w japońskie bębny. Zerwałem się z łóżka chwytając za katanę. Jednym cieciem pozbawiłem obrzydliwych czerepów dwa demony, siedzące przy lampce. Źródło hałasu jeszcze zawibrowało, z trudem zaganiam literki w linię czytam sms – a:
- Strażaku ratuj, koncert Los Lomotos na Saharze. cały świat drży w posadach, rozpadamy się na atomy-
Rozgarniam fałdy mózgu jak mapę skarbów, wyciągam zaskórniaki zza świętego obrazka. Z trudem łapiąc równowagę, wybiegam z jaskini. Ogrom przestrzeni mnie przeraża. Uginają się kolana, brakuje tchu i śliny. Stopy ślizgają się jak na lodzie, płyty tektoniczne tańczą Pogo. Niczym koń z klapkami trafiam na BP. Tankuje dwa browary na miejscu, po jednym Harnasiu na każdą nogę. Biorę litra z popojką na drogę i na sygnałach sznuruję na kwadrat, gdzie dogorywają ziomale. Ratownictwo tak jak promile, mam we krwi od dziecka.