rozlał się czas z pękniętej klepsydry
przez kartonowe pudła bezdomnych
popłynęły ekskrementy na ugory
zachwaszczone ruiny fabryk
lasy bez drzew i zwierząt
zabrzmiały w oddali fałszywe kuranty
prawie jak fanfary Pyrrusowej Victorii
a politycy dalej mydlą oczy leją wodę
bo przecież wieżowce i kolorowe sklepy
luksusowe rezydencje i restauracje
ale ja nigdy nie jadłem ośmiorniczek
ani kawioru nie popijałem szampanem
nadal jestem białym murzynem
kulisem za miskę strawy
niepotrzebne żelazne kajdany i łańcuchy
naznaczono nas zero jedynkowo
w chmurach zamiast głów są tylko pliki