Już noc ciemnooka zamyka powieki
paląc na granacie gwiazdy w szczerym złocie
tylko księżyc blady zapragnął opieki
zawiesił marzenia na uśpionym płocie
oczy już strudzone dniem pełnym mozołu
pragną w roztańczeniu sennych wizji nocnych
ciało rozebrane niczym do rosołu
okrywa w bezruchu delikatny kocyk
błoga cisza wokół i zegar też milczy
sen dopada myśli w lekkim kołysaniu
lecz pragnienie duszy jak apetyt wilczy
marzy nieustannie o nocnym bzykaniu
jest klimat w półszepcie anielska ballada
jak sopel sterczący księżyc się przygląda
niczym złodziej nocy na palcach się wkrada
udając wielkiego pana Jamesa Bonda
już czuję jak sterczy i nabrzmiewa w dłoniach
niemal wchodząc we mnie z tupetem szaleństwa
jest wspólny rytm serca scalona harmonia
chce stanąć na podium wielkiego zwycięstwa
a tu niespodzianka dzień otworzył okna
przegonił pragnienia w niespełnionym tempie
nie ma sterczącego namiętnego sopla
a ja trzymam w dłoniach róg kołdry tajemnie