Szczebel po szczeblu w górę się pniemy
chwytając życie z nadzieją w słowach
raz z blaskiem słońca, raz w świecie cieni
i zaczynamy na nowo rozdział
szczęścia drabina sięga do nieba
rozkłada dłonie każdej sekundzie
jest drogowskazem w naszych potrzebach
pomaga zdobyć najwyższe wzgórze
moja drabina wybrakowana
ktoś tam odgórnie ominął szczeble
czy stojąc w miejscu mogę coś zdziałać
dusza w niebycie nagminnie blednie
a może windę Boże mi tworzysz
bym w mgnieniu oka na szczycie stała
albo zwyczajnie się ze mną droczysz
żebym nabrała mocy jak skała
a bez cierpienia człowiek nie ceni
wysokiej skali wszelkich dobrodziejstw
piękno istnienia chowa w kieszeni
niczym talizman i złoty środek
zatem poczekam, jestem cierpliwa
kończę od dzisiaj to marudzenie
być może kiedyś zbiorę też żniwa
i w stu procentach wszystko docenię