Kiedy dzień się przestał chmurzyć,
deszcz w spragnioną ziemię wnika,
grzmot – ostanie tchnienie burzy
kamertonem dla słowika.
Zmyślną arią mnie prowadzi,
by w strumyku się popluskać,
zmyć z pamięci resztki szadzi,
szukać wiosny na majówkach.
Zacieśniając więź z naturą,
w leśny ostęp się zapuszczam.
Drzewa, ptaki, ruczaj, który
cicho szemrze czułe słówka.
W drzwiach do lasu regulamin
do podpisu, by mnie przyjąć:
długie spodnie, kurtka, glany,
antidotum przeciw żmijom.
Niżej nadal tłustym drukiem:
rękawiczki, moskitiera,
gdyż potrafi dać nauczkę
komar tygrys – i afera.
Nie zrobiłem choć pół kroku:
Czy na kleszcze żeś gotowy?
Postaw kołnierz, szalik wokół
szyi i nakrycie głowy.
Gdyby jednak, gdzieś zza krzaka
(choć przypadek nader rzadki),
wypadł dzik i cię rozpłatał,
igła z nitką, by się zaszyć.
W taką tarczę uzbrojony
możesz śmiało wchodzić w knieje,
choćby tam był w stanie wojny
smok, co żywym ogniem zieje.
Jak się dobrze zastanowić,
miałem cieszyć się majówką,
a nie łazić w litej zbroi,
wyglądając jak stwór z UFO.
Choćby robić dobrą minę,
żeby złej gry nie przegrywać,
nawet zwykły wypoczynek
może zmienić się w survival.