umierałem już wielokrotnie
i pewnie umrę jeszcze nieraz
za pierwszą miłość
i kolegów z wojska
za kawałek chleba
i słowo wolność
na każdej stypie pijemy na umór
ducha puszczy lub absynt
pijemy prosto z gwinta
butelka wędruje
od ust do ust
nocą tańczymy niczym w transie
z kobietami pełnymi żądzy
i brzemienną kostuchą
wieszczącą urodzaj
na pohybel innym w kolejny świt
wymiotując rzeczywistością
na marmury chlewni
oddaję mocz
na lukrowany tort
pełen zbędnych słów
na cześć budzącego się dnia