Odkąd z życia zrodzony, życie innym dajesz,
jesteś małym ogniwem w skrętnym kodzie helis;
podtrzymując gatunek, musisz się podzielić
zgodnie z dawna przyjętym, dobrym obyczajem.
Łącząc w jedną wypowiedź różne dwa wyrazy,
wraz z efektem motyla nowe zdanie zyskasz.
Rozwieszając na drzewie rodowe nazwiska,
wyczekujesz, czym jeszcze jutro cię obdarzy.
Gdy nad głową zawiśnie ołowiana chmura,
z której czarę goryczy przyjdzie ci wychylić,
wpadniesz w odosobnienia zaklęte rewiry
i już nawet modlitwą nic więcej nie wskórasz.
Choćbyś żywił pretensje do całego świata,
żalów nagromadzonych łzami nie wyrazisz,
ukrywając pod maską roześmianej twarzy –
udręczenie, jak drzazgę, co pod skórę wrasta.
Kiedy już się oderwiesz od postnego stołu,
złożysz ciało w ofierze na ołtarzu słońca,
aby odejść ze świata, choć w genach pozostać
odrodzony w potomnych jak Feniks z popiołów.