Dom na wzgórzu w objęciach rozłożystych
jabłoni pochłaniał światło, dając ukojenie.
Malwy sięgały do okien, a przecież miały
dotknąć nieba, jak marzenia
piegowatej dziewczynki, które zagubiła
gdzieś po drodze. Trudno je teraz
pozbierać; uwierzyć, że nie zawsze
jest tak samo. Czasem zapach budzi
wspomnienia, skoszona trawa o poranku
i maliny wyjadane z babcinego ogrodu.
Spracowane dłonie, pachnące sianem,
dawały pewność, że szczęście
ma smak malin.