to nie bufet ani nawet bar szybkiej obsługi
zdobyty kopniakiem
gdzie można kupić za grosze
to nie bańka mydlana co pęknie
zmieni śmiech w płacz
ozdobi kroplami słonymi jak wszystkie korale
które posypały się na podłogę
spojrzenie ucieka za okno przykryte zasłoną
tak gęstą że dusi się nawet mgła
ciągle schowany w fotelu
możesz wywracać zmartwienia na drugą stronę
za nic mieć słowa z przysięgi złożonej
przed tłumem w walce o marchewkę
tak nie zmienisz tła topionego w kieliszku
granicą cię nazwę
głębokim oddechem na koniec dnia