odpryski miasta pod lodem
pojedyncze światła
kawałki nieba jak po wielkim wybuchu
niewyraźne pogłosy
ryby nie biorą
plan bierze w łeb i zimno
jak wtedy gdy śni się zmierzch
w mieście bez nazwy
z historią bezdomnego której nie chcesz poznać
każdy ma swoją dumę i bramę
do obłażenia z człowieczeństwa
aż po przejrzystość
przez którą nie masz jak się schować
chyba że w leju po wielkim wybuchu
pojedynczym świetle
pogłosie
za paragonem na którym odpust
bez konieczności rachunku sumienia