refleksja pastoralna
(pamięci Zosi: mojej żony)
te dwa ostatnie miesiące składały się tylko z dłoni
bezradnych złożonych pokornie na cud z wysoka
z ust krzyczących po nocach pacierze do głuchego nieba
i z łez ciężkich słonych żółcią wypalających nadzieję
z dnia na dzień z nocy na noc systematycznie
zamieniając ból w przyzwyczajenie demontowano
ziemskie ziarenka czasu
była piękna bezradna i krucha jak wiosenny kwiat
każdy dzień zamykała w dłoni obwiązując mocno
różańcem myśl spojrzenie westchnienie tuliła czule
aby wyrzekając się wiosny żniw i babiego lata
unieść jak skarb wysoko w niebo
dźwięk dzwonu rozniecił świt zapachniała wilgotna gleba
rozśpiewał się błękit głęboko ku słońcu
i rozsypał łzy pod przydrożną kapliczką