Pełnia lata, pełnia słońca, żniwa.
Lipiec skrapla się w szklanym słoju
za firanką, na parapecie okna.
Leżę w wysokiej trawie, patrzę,
jak w błękitnym oceanie
pląsają jaskółki, jak małe delfiny.
Obok siostry jabłonki, pamiętam je
niedawno w srebrnych sukienkach,
jako druhny wiosny.
Ucieknę kiedyś z miasta więzienia,
gdzie strażnikiem jest betonowy komin,
w krainę sadu - dzieciństwo!