schwytani w absurdy nieprawdziwych znamion,
bezwstydnie samotni, stłamszeni nieładem
wyciągamy konary naszych nagich ramion,
po przypadek
na podłodze zmatowionej nostalgicznym tangiem
potykając się o skrawki pokładanych nadziei
tańczymy we mgle, stęsknieni za porankiem
jeszcze bardziej
wplątani w ogrom problemów zagmatwanych
w nadziei za siłą, która sieć rozerwie,
właśnie wtedy instynktownie swój kompas przełączamy
na podczerwień