To było w latach dziewięćdziesiątych,
blokowisko jakich wiele, dzień
jak każdy inny i budzące się nadzieje
po ciężkiej nocy, nie pozwalały zapomnieć,
że zawsze jest tak samo, krzyk
za oknem i to wdzierające się światło.
Nastoletnie matki na trzepaku
wracające do prawdziwego życia,
do zawsze otwartych źrenic i butelek,
a przecież to tylko dom na niby.
Płacz dziecka za ścianą, świdrujący,
prawdziwy - budzi z letargu umysł.
Nie wypełnię się milczeniem,
będę tak trwać i trwać - choć wiem,
że nigdy nie dotknę światła.