Powrót do Warszawy odbył się wieczorem. Mama podjechała do obejścia dziadków wynajętym samochodem. Po krótkiej rozmowie za zamkniętymi drzwiami z rodzicami, zabrała jego skromny bagaż. Podróż po pustych drogach była nudna, więc chłopiec usnął po chwili. Obudził się w nieznanej okolicy, przy jakiejś obskurnej chacie. W izbie, do której zaprowadziła go mama czuć było wilgoć i przetrawiony alkohol.
– To tylko na dzisiejszą noc, jutro wyprowadzamy się niedaleko stąd do nowo wybudowanego domu – uspakajała go Adela.
Było mu wszystko jedno, usiadł na kulawym fotelu stojącym koło okna. Wyjął z plecaka książkę i pampuchy zapakowane przez ciocię. Czytając „Winnetou” przeniósł się w świat wyobraźni. Gdy się ocknął w pomieszczeniu było ciemno, z łóżka pod ścianą dochodziły go szepty i zgrzytanie sprężyn.
– Może powinniśmy przenieść go na posłanie. – Rozpoznał głos matki.
– Niech śpi, nic mu nie będzie. – Głos mężczyzny brzmiał znajomo.
Ze względu na mrok nie widział twarzy, ale rozpoznał zapach brylantyny do włosów. Już wiedział, to był Ryszard, mężczyzna z siatką na włosach. Boguś udał, że śpi, będzie musiał od nowa poukładać swój świat. Obcy dom, mama z innym mężczyzną. Ojciec był wkurzający, ale jaki okaże się „Rysiu”. Skulił się w sobie i zapadł w letarg.
Zapach jajecznicy obudził go nad ranem. Mama krzątała się przy małej kuchence elektrycznej.
– O! Już nie śpisz. To wstawaj na śniadanie. – Powiedziała nakładając porcję na talerze.
– Gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytał chłopiec.
– No tak, to nie Żoliborz. Jesteśmy na Zaciszu, po drugiej stronie Wisły. Ale to też Warszawa – odpowiedziała.
– Co my tu właściwie robimy? Powiedziałaś, że mi wszystko wyjaśnisz, jak wrócimy do domu– drążył temat.
– No cóż! Rozstałam się z twoim ojcem. Jestem teraz z innym mężczyzną. Basia jest z ojcem, ty możesz zostać ze mną – wyjaśniła.
Ale co robimy tutaj i czy ten Rysiu jest przygotowany na mnie. – Boguś nie był pewny swojej sytuacji.
– Pracujemy razem w Hotelu Forum. On jest kelnerem. Spotykamy się od pewnego czasu. Wynajmiemy mieszkanie i spróbujemy stworzyć rodzinę – Adela wypowiadała te słowa jakby sama chciała w nie uwierzyć.
– Mam tylko nadzieję, że nie będzie mi chciał zastąpić ojca. – Chłopiec miał zbyt wiele bolesnych wspomnień związanych z Andrzejem.
– No co ty synku, nie pozwolę – matka nawet nie dopuszczała takiej myśli.
– Strasznie stąd daleko na Żoliborz. Jak ja dojadę do szkoły? – zapytał.
– Pójdziesz do szkoły niedaleko, wszystko już załatwiłam – odpowiedziała.
– Bez znajomych, przyjaciół, nowe miejsce, nowi nauczyciele. To masakra jakaś. – Boguś był przerażony.
– Trudno, już postanowione. – Głos matki był zdecydowany.
W nocy chłopiec nie mógł zasnąć. Gdy w końcu mu się to udało, śnił jakieś koszmary. O szkole, krwiożerczych nauczycielach i mafii uczniowskiej. Rano obudził się niewyspany i oblany potem. Odwlekał jak mógł wyjście do szkoły. Ale na nic to się zdało. Jak więzień został doprowadzony. No i jeszcze siara, że przyszedł z matką. Oczywiście zostało to zauważone. Fama poszła, łatka została przyszyta. Na pierwszej lekcji nauczycielka kazała mu usiąść na pierwszej ławce, na dodatek z dziewczyną. Miss Piggi była wścibska i mówiła jak nakręcona. Zanim zaczęła się lekcja zadała, chyba że sto pytań i tyle razy wyszczerzała się przy uśmiechu numer osiem. Materiał przerabiany był mniej więcej taki sam jak w poprzedniej szkole. Tylko wymagania i szybkość przyswajania przez uczniów była trochę inna. Boguś starał się być jak najdłużej przeźroczystym/niewidzialnym. Niestety było to trudne, a wręcz niewykonalne. Wcześniej czy później na pewno ktoś zechce go wypróbować. Długo nie musiał czekać. Gdy wrócił z przerwy, na jego ławce siedział jakiś spaślak i zżerał kanapki wyjęte z tornistra chłopca. Gdy tylko zobaczył właściciela jedzenia, wepchnął resztę łupu do otworu gębowego i zaczął szybko przeżuwać.
– I co smakuje!? – Zapytał agresora.
Ten tylko pokiwał głową i dalej rozdrabniał zębami pokarm.
– Mamusia nie zrobiła papu do szkoły? Czy po prostu zżarłeś ją, zanim zdążyła cię nakarmić? – Prowokował.
Boguś wiedział, że musi się postawić. Albo będzie postrzegany jako twardziel, albo cienias, którym można pomiatać. Chciał, żeby grubas się wkurzył. Wagowo nie miał szans, walka w zwarciu odpadała. Czyli jak zwykle spryt i szybkość. No i wykorzystanie sztuki walki ulicznej, przekazanych przez Kulasa ze Stalowej. Wielokrotnie nauki wujaszka z Pragi były bezcenne.
Tak jak przewidział, cielsko zeskoczyło z ławki z wrzaskiem i rozcapierzonymi paluchami podniesionych rąk. Boguś udał, że rzuca się do ucieczki. Zrobił parę kroków w stronę drzwi, potem nagle zawrócił i z pochyloną głową zaatakował z byka w splot słoneczny przeciwnika. Siła była duża, obydwóch odrzuciło na różne strony. Ale grubas się nie podniósł, na kolanach zaczął rzygać. Na to wszystko wszedł nauczyciel. Lizusy, na wyścigi przedstawiły swoją wersję wydarzeń. Oczywiście jako ten obcy chłopiec wyszedł na agresora, który zaatakował bogu ducha winnego ucznia jedzącego kanapkę. Wylądowali obydwaj na dywaniku u dyrektora. Jego wysokość był wkurzony, bo akurat korzystał z przerwy na kawę i papieroska, więc na odczepnego nawrzeszczał na nich, wpisał uwagi do dzienniczków i wezwał rodziców na rozmowę.
– To jeszcze nie koniec – warknął Spaślak, gdy mijali się z chłopcem w drzwiach.
Boguś wziął groźbę do siebie, ale ta konfrontacja była potrzebna. Musiał teraz chodzić z oczyma dookoła głowy, ale nie był niewyraźnym tłem, ale figurą na szachownicy. W domu nasłuchał się od matki, jaki to jest nieodpowiedzialny. Że nowe miejsce, nowe życie, a on za chuligana robi. Dobrze, że mężczyzna z siatką na włosach, nie próbował na razie mu ojcować i się nie wtrącał. Rysiu był zajęty ligą angielską i typowaniem koni na wyścigach. Poza tym przyszedł jego koleś z butelką. Imprezka przedłużyła się na drugą i trzecią, potem chłopiec poszedł spać. Adela jeszcze po północy zajrzała do jego pokoju. Rano na stole stały naczynia po imprezie i unosił się odór przetrawionego alkoholu. Chłopiec sam sobie zrobił kanapki i poszedł do szkoły. Następne trzy tygodnie przeminęły zgodnie ze schematem. Czyli na udawaniu: że się uczy, że nie widzi i nie słyszy imprez w domu, że nie odbiera odgłosów seksu uprawionego w pokoju obok.
W szkole panowało chwilowe zawieszenie broni. Wiadomo było, że to cisza przed burzą. Ale trzeba korzystać z każdej spokojnej chwili. Być może Boguś za bardzo się rozluźnił. Na dużej przerwie wyszedł na boisko, pooddychać świeżym powietrzem. Poczuł nagle, jak dwóch osiłków łapie go za ramiona i wykręca mu ręce do tyłu. Wciągnęli go w krzaki przy parkanie. Tam czekał już Spaślak, jego złośliwy uśmiech nie wróżył nic dobrego. Najpierw był cios w brzuch. Gdy ofiara zgięła się w pół, dostała kolanem w twarz. Pewnie dłuższa obróbka skończyłaby się dłuższym leżeniem w szpitalu. Boguś usłyszał, jak ktoś skacze przez płot tuż za napastnikami, potem zbiry otrzymały ciosy w nerki i osunęli się na ziemię. Spaślak patrzył zdziwiony na rozwój sytuacji. Już chciał uciekać, kiedy schylony chłopiec podnosząc się uderzył go głową w szczękę.
– Trzech na jednego to banda łysego – uświadomili leżących, dobrze zbudowani wystrzyżeni goście.
– My już idziemy, a wy pamiętajcie, że się przewróciliście. Nie chcemy, żeby belfrowie za bardzo się nami interesowali. – Ton głosu sugerował, że to nie była prośba.
– No dobra, chyba musimy sobie odpuścić, bo oni nie żartują – Spaślak podał Bogdanowi rękę i otrzepał się z kurzu.
– Masz rację! Rozejm i graba? – Chłopiec tamował chustką krew z nosa.
– Ok! Jestem Krzysiek – odpowiedział i przybił piątkę.
Po zajęciach Adela czekała na syna przed szkołą.
– Co się stało? Jak ty wyglądasz? – Zapytała.
– Przewróciłem się na boisku, a co wezwali cię? – Chłopiec był zaskoczony, przecież nawet nie wylądował u pielęgniarki.
– Nie! Wyprowadziliśmy się z Konrada Wallenroda na Pszczyńską. Przyjechałam żebyś nas nie szukał – odpowiedziała.
– Czemu znowu przeprowadzka, zacząłem się przyzwyczajać. – Boguś był zdenerwowany.
– Po prostu Rysiu znalazł lepsze i tańsze – odpowiedziała, ale chłopiec wyczuł, że kłamie.
Na nowym miejscu znowu byli goście i imprezka. Trzeba było oblać nowy kwadrat. Wyfiołkowane panie i wymuskani panowie, jednym słowem śmietanka obsługi Hotelu Forum. Po kliku wódkach kultura chyba odeszła z moczem do Wisły. Panie się rozluźniły, a panowie nabrali wigoru. Chłopiec został wyekspediowany do drugiego pokoju. Impreza trwała do rana. Tylko raz jakaś blondyna pomyliła pokój z łazienką i wparowała do niego. W locie rozpinała spódnicę, była już bez bluzki.
– Ups! Pardon, chciałam na kibelek – wyszczebiotała pijana.
– Nie ma problemu – wyszeptał zaspany chłopiec.
– A co to za słodziak? Chcesz buziaka albo cycka na sen? – Zarechotała.
– Zostaw! To dzieciak Adeli – Druga kobieta, brunetka w samych majtkach zaczęła wyciągać pierwszą z pokoju.
Słyszał, jak śmiały się w łazience, odkręciły wodę, chyba brały prysznic. Gdy wstał rano do szkoły, jedna z nich obejmowała sedes i chrapała. Nie udało jej się trafić i wymioty walały się na podłodze, a smród był straszliwy. Przeszedł do kuchni zrobił sobie kanapki. Do drugiego pokoju wolał nie wchodzić. W szkole musiał tylko uważać, żeby nauczyciele czymś go nie zaskoczyli i trzymać się zasad młodocianych git ludzi. Solówki poza szkołą, to już inna sprawa. Wszystkie konflikty rozstrzygane były w małym parku przy torach kolejki do Wołomina. Była tam polana, kilka starych opon i miejsce do palenia ogniska. W dzień było to miejsce spotkań i walk. Wieczorem pili tu alkohol, czasami smażyli kiełbaski. No i muzyka była obecna w każdej postaci, z instrumentami lub odtwarzaczami. Boguś walczył tam kilka razy. Najbardziej pamiętał ostatnią. To był jakiś skakaniec z kresów, który dopiero co zjechał z nowobogacką rodzinką. Szukał zwady, chciał się wykazać. Nie walczył czysto, na dzień dobry schował w zaciśniętych pięściach kamienie. Zaatakowany chłopiec uchylił się od pierwszego ciosu i zablokował drugi. Niestety trzeci dosięgnął celu i go zamroczył. Wtedy zrozumiał, że musi sięgnąć do nauk Kulasa ze Stalowej. Tanecznym krokiem zszedł z linii ataku i wyprowadził kopnięcie w kolano. Potem jeszcze klaśnięcie dwóch dłoni po odstających uszach i było po zawodniku. Mieszkał jeszcze w kilku miejscach, wszystkie w obrębie Zacisza i Grochowa. Tylko szkoła na Generalskiej była ta sama przez dwa lata. W domu, jeśli można było tak nazwać pomieszczenia, które zmieniali tak często jak ubrania, było różnie. Czasami lepiej czasami gorzej. Ale w końcu stało się. Po którejś zakrapianej imprezie Rysiu pokłócił się ostro z Adelą. Od słów przeszli do czynów. Matka z podbitym okiem zabrała syna i taksówką pojechali na Żoliborz. Ojciec zdziwiony wpuścił ich, kazał siostrze położyć Bogusia spać. Sami długo rozmawiali, pili alkohol, a na końcu uprawiali seks. Gdy rano chłopiec wstał, Andrzej pił kawę i wybierał się do pracy.
– A gdzie mama? – Zapytał.
– Pojechała po rzeczy – odpowiedział ojciec.
– Czyli wszystko będzie jak kiedyś? – dopytywał.
– Tak! Dzisiaj nie pójdziesz do szkoły, jutro wszystko załatwimy w twojej starej podstawówce.
Chłopiec czekał do wieczora, czekał cały tydzień. Matka już po niego nie wróciła. Gdy pojechał na ostatnie miejsce, gdzie razem mieszkali, nikogo tam nie zastał. Właściciele powiedzieli, że już mieli dosyć imprez i kazali się im wyprowadzić. Nie znali nowego adresu. Boguś zrozumiał został zdradzony. Oddany ojcu jak zawadzający w swobodnym życiu bagaż. Nie wiedział co gorsze: ojciec ze swoimi przekonaniami i metodami wychowawczymi, czy matka która go zostawiła.