Usta karlicze szukają ciepła, ciała,
łakną nabrzmiałych białych zdrojów;
całujemy ich wiotkie ręce, bardziej nasze
niż nasze, stopy świętsze od boga.
Nakrapiamy im dusze jak nam nakropiono,
podtrzymując głowy nieproporcjonalnie duże,
znaczymy je wpisem w karliczym odpisie.
Ostrożnie dmuchając w karlicze ogniki,
wzniecamy pożary z gasnących pochodni,
z wiarą, że ogień od ognia niesie pamięć
genetycznych wspomnień.