Część pierwsza - Maja
Kiedy umierała moja siostra, w domu panowała niesamowicie duszna atmosfera. Ojciec zamknął się w gabinecie i od kilku dni stamtąd nie wychodził, a mama? Mama odcięła się zupełnie, spędzając czas w ogrodzie, udawała że nic złego się nie dzieje. Majką zajmowała się pielęgniarka, którą rodzice najęli na pełny etat, no i ja zaglądałem, choć widok jej bladej twarzy, zapadniętych policzków i zmęczonych życiem oczu, przerażał mnie bardziej niż ciemność. Bardzo jej współczułem i często leżąc w łóżku, modliłem się do Boga żeby wyzdrowiała, żeby zabrał mnie jeśli musi. Ale nie było żadnej odpowiedzi, jedynie ciche pojękiwania zza ściany, znaczące tylko tyle, że Maja nie może zasnąć. Podawałem jej leki przeciwbólowe i siedząc przy niej cierpliwie czekałem aż odpłynie. Tamtego wieczoru rodzice odcięli się kompletnie. Przed południem był u nas lekarz, podsłuchałem jego rozmowę z ojcem.
- Wiem, że jest państwu ciężko, ale proszę przygotować się na najgorsze. Moim zdaniem to kwestia godzin.
Ojciec zakazał mi do niej zaglądać, co oczywiście zignorowałem. Nie mogąc się powstrzymać od łez poszedłem prosto do jej sypialni. Leżała nieruchomo, ubrana w błękitną koszulę nocną, prezent od babci Julki na trzynaste urodziny. Boże kochany. I pomyśleć, że jeszcze rok temu była całkiem zdrowa. Zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro. Usiadłem obok niej i chwyciłem za rękę. Maja, jakby wybudzona z narkozy spojrzała na mnie na wpół przytomnym wzrokiem, a w kąciku jej popękanych ust pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech. Nie musiała nic mówić, wiedziałem, czułem, że ten uśmiech to pożegnanie, że odchodzi do lepszego świata, gdzie nie dosięgnie jej już żaden ból. W wieku czternastu lat zmarła moja siostra bliźniaczka. Dopiero po jej śmierci zorientowałem się, że nie byliśmy tak blisko jak by się mogło wydawać, że tak na dobrą sprawę, nie wiedziałem o niej nic.
Mieszkaliśmy w jednorodzinnym domu na obrzeżach miasta. Ojciec często opowiadał, że jego pradziad zbudował ten dom własnoręcznie i że historia budynku jest niesamowita. Nie chciał jednak zdradzać więcej, choćbyśmy prosili na kolanach, był niewzruszony; mówił, że ściany znają takie historie, których nie powstydziłby się najpłodniejszy artysta. Nie potrafiłem zrozumieć o co mu chodzi, dlaczego akurat artysta? ani dlaczego nie chce powiedzieć nic więcej. Tajemniczość ojca wzbudzała we mnie i w Majce niepohamowaną ciekawość. W każdy piątkowy wieczór, rodzice wychodzili do teatru, więc dla nas to była okazja, żeby powęszyć. Jednak nigdy nie udało się nam znaleźć nic, ponadto, co już usłyszeliśmy od ojca. Pewnego razu Maja odkryła w jego gabinecie ogromną księgę zamkniętą na klucz. Bordowo szara okładka, nosiła ewidentne znaki czasu,, a metalowy skobelek i kłódka na nim zaczynały rdzewieć. Na okładce nie było żadnych napisów, które mogłyby zdradzić zawartość tajemniczej księgi. Maja próbowała podważyć jej przednią część, żeby choć odrobinę zajrzeć do środka. Nic z tego. W końcu, po wielu nieudanych próbach daliśmy temu spokój. Ojciec z czasem umilkł na temat domu i jego historii, a kiedy Majka zaczęła chorować, ucichł na dobre, snując się po domu ze smutną miną, albo zamykając na całe dnie w gabinecie. Reakcja mamy była zaskakująca. Nawet kiedy lekarz stwierdził, że Majki nie da się wyleczyć i zostało jej niewiele czasu. Zza okna swojej sypialni mogłem usłyszeć jak nuci piosenki Deana Martina, doglądając swoich sadzonek w ogrodzie. Stan zdrowia Majki zdawał się nie wpływać na nią negatywnie. Miałem żal do rodziców, że nie próbowali jej ratować. Ot, po pierwszej poważnej diagnozie, jakby pogodzili się z faktem, że ich córka umiera. Przestali nawet do niej zaglądać, co było dla mnie najbardziej niezrozumiałe i okrutne. A kiedy odeszła, żadne z nich nie chciało się nawet zbliżyć do jej sypialni. Na pogrzebie nie było nikogo poza mną i rodzicami. Zabronili nawet przyjść pani Bogusi, pielęgniarce która przez rok zastępowała Mai rodziców i zajmowała się nią na okrągło.
Stojąc w ciszy nad grobem siostry przeklinałem boga za tę niesprawiedliwość, przeklinałem rodziców za to że są tak nieodpowiedzialni i w końcu samego siebie za to, że nie potrafiłem zrobić nic żeby pomóc Majce. Ojciec położył dłoń na moim ramieniu i oznajmił, że pora już iść. Strząsnąłem ją w nerwch i otarłszy łzy spojrzałem na rodziców z nienawiścią w oczach. - To wszystko wasza wina!