Kiedyś zegar miał wahadło,
które bujać się przestało,
bo z łożyska tak wypadło,
że musieli speca nająć.
A on lubił okowitę
i za kołnierz nie wylewał.
Łotr pogubił śrubki wszystkie,
no i w końcu sam gdzieś przepadł.
Zawołano więc kowala,
który miechem żar rozniecał.
Ten co prawda śrubki znalazł,
lecz poradził wezwać szewca.
Szewc podrapał się po głowie:
Czas wam ściągnąć specjalistę.
Ja wahadła wprzód nie popchnę,
a fachowca ręce sprytne.
Przyszło tutaj osób wiele:
piekarz, szynkarz i ogrodnik,
lecz wielbiciel wody z chmielem,
zegar ruszyć tylko godny.
Zaprzestańmy poszukiwań
i czekajmy tu na majstra.
Gdy zmusimy (w końcu przy nas)
na naprawę będzie szansa.
Czas już skończyć głupi wierszyk,
bo poeta rymy knoci.
Fachman ów nie będzie pierwszym
kogo pragną chociaż popił.