- Ale dużo zmywania. Jeszcze trochę i zlew się urwie. No nic, nie ma co się ociągać tylko trzeba umyć. Na biurku też miałam kubek, to jeszcze go umyję, już po niego pędzę, po co ma tam stać... Teraz ładnie powycieram... No i po krzyku, wszystko umyte. Brawo Zosia!
- Zasłużyłam na kawę, zaraz sobie zrobię. A do kawy przydałaby się książka. Jaką ja sobie ostatnio kupiłam i gdzie ją mam? Niech pomyślę... Już wiem, mam w torbie... Paweł? Skąd się tu wziąłeś?
- Stoję już kilka minut i słucham, jak rozmawiasz, tylko nie wiem z kim?
- O Boże, ja mówię do siebie! Straszne! – Rozpłakałam się..
Paweł przytulił mnie mocno.
– Nie powinnaś być sama - powiedział.
Głaskał mnie po włosach, a po chwili pocałował w usta. Poczułam pulsowanie w głowie, świat zawirował, coraz bardziej pragnęłam bliskości Pawła, jego dotyku, zapachu... To było bardzo silne pragnienie. Uświadomiłam sobie, że już wielokrotnie nawiedzało mnie w jego obecności, ale skutecznie je tłumiłam. Dlaczego? Ze strachu przed bliskością? A może nadal kochałam Staszka... Tym razem odrzuciwszy niepewność, oddałam pocałunek. Wszystko ruszyło jak lawina... Rozbieraliśmy się w drodze do sypialni, a tam pieszczotom i pocałunkom nie było końca.
Rano obudził mnie śpiew ptaków, który przez otwarte okno dochodził z ogrodu. Prawdziwy koncert. Po chwili zaczął ujadać pies sąsiadów. Pewnie na listonosza, pomyślałam. Czyżby dochodziło już południe? Paweł wyszedł, a ja nawet nie zauważyłam kiedy. Przeciągnęłam się, wspominając jego pieszczoty. Nie chciało mi się wstawać. Przecież miałam urlop, więc leniuchowanie było jak najbardziej na miejscu. Po chwili zaczęłam zastanawiać się, czy ta cudowna noc nie była tylko snem. W końcu wstałam, żeby zrobić kawę i wtedy przyjechał Paweł. Jego rozpromieniona twarz i przyspieszone bicie mojego serca świadczyło o tym, że wszystko między nami wydarzyło się naprawdę.
- Witaj – powiedział, podszedł i pocałował mnie w policzek. – Wyspana?
- Wyspana, oj wyspana! – Uśmiechnęłam się do niego.
Nagle wyszedł z pokoju i po chwili wrócił, a w ręku trzymał wielki bukiet czerwonych róż. Uklęknął i powiedział:
– Wyjdziesz za mnie?
- Tak – odpowiedziałam bardzo stanowczym tonem. Nareszcie byłam pewna swoich uczuć.
- To bardzo się cieszę, bo kocham cię i to od wielu lat. Zakochałem się w tobie, jeszcze tam, w Pińczowie. Pamiętasz?
- Poznaliśmy się w knajpie - odparłam, a myśli pobiegły do wspomnień, do których się uśmiechnęłam.
- A pamiętasz nasze dyskusje?
- Pewnie, że pamiętam, ale…
- Wiem, wiem, Staszek. Ale teraz jesteś moja i cię nikomu nie oddam – powiedział i znowu mnie przytulił.
- Bardzo bym chciała, żeby już nic złego nas nie spotkało.
- Postaram się zmienić twoje życie. Teraz będziemy razem, a razem łatwiej pokonać wszystkie trudności. Stan wojenny minął i wszystko co złe już za tobą. Zapomnij, że było źle.
- Może powinnam zapomnieć, ale nie mogę. Wręcz przeciwnie, będę pielęgnować wspomnienia o rodzicach, o Staszku, o cioci... O tych wszystkich latach, które spędziłam na Ponidziu i tutaj w Krakowie. Jak mogę wyrzucić z pamięci? Było różnie, ale to przecież całe moje życie.
- Cała Zosia! - Znowu mnie przytulił, a potem patrząc w oczy powiedział: - Masz urlop, chodźmy na spacer.
- A może pojedziemy do Antka i powiemy mu … - urwałam.
Paweł bardzo szybko podchwycił mój pomysł i pojechaliśmy. Antek stwierdził, że wreszcie zmądrzałam, a Basia i państwo Kowalscy pogratulowali. Zuzia siedziała mi na kolanach i powiedziała: - Mamo, ciocia się uśmiecha.
- No to kiedy ślub? – zapytał Antek.
- Postaramy się w trybie ekspresowym, już dość długo czekałem. Zosia użyje swoich koneksji i w dwa dni ogarniemy – powiedział Paweł i roześmiał się.
Wszyscy się roześmialiśmy i w takiej miłej atmosferze odbyła się reszta wizyty. Wróciliśmy do domu po północy.
W dwa dni nie, ale udało się załatwić w niecałe trzy miesiące. Ślub był bardzo skromny. Ucztowaliśmy w moim domu w ścisłym gronie. Pani Krystyna pomogła mi w przygotowaniu potraw. Antek z Basią umilili nam wieczór grą. Było bardzo sympatycznie. Wreszcie poznałam rodzinę Pawła, ciocię i wujka. Staruszka przyjechała z Pińczowa. Wujek mieszka w Krakowie i okazało się, że jest profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim. Paweł nigdy nie mówił o swojej rodzinie, a ja nie wypytywałam. Wiedziałam tylko o cioci w Pińczowie, u której mieszkał, kiedy się poznaliśmy.
Nagle Iwona spytała starszą panią, dlaczego jest sama, ta skwitowała:
- Wszystkich nas wytłukli.
- Mieszka sama. Paweł nie chce tego gospodarstwa, więc za opiekę oddamy sąsiadom - dodał wujek Józef.
- A dobrze się opiekują? – spytałam.
- Jeżdżę co jakiś czas i sprawdzam. Powiedziałem im, że jak zauważę, że cioci dzieje się krzywda to nici z zapisu.
- Bardzo mądrze – odezwała się pani Krystyna.
- Czekam, może Paweł zmieni zdanie. Trochę szkoda mi tej ziemi. Tam spędzałem wszystkie wakacje, gdy byłem smarkaczem.
- A sąsiedzi nie byliby źli? – spytała pani Kowalska.
- Pieniądze wszystko załatwią. Chwilowo płacę im i obiecałem, że jeżeli Paweł nie zdecyduje się na zamieszkanie, to po śmierci cioci, gospodarstwo będzie należało do nich. To dobrzy ludzie. Nigdy nie zauważyłem, żeby ją zaniedbywali. Dobrze się opiekują, a to trudne, bo ciocia za rok będzie miała dziewięćdziesiąt lat.
- No ale pan też sam… - urwałam.
- Nie mów do mnie pan, wolę wujku. Jestem sam, bo brata i rodziców rozstrzelano. Reszta rodziny wyjechała z kraju. Nigdy nie miałem żony, poświęciłem się nauce.
- To tak jak Zośka, tylko książki i paragrafy– odezwał się Antek.
- No chwileczkę, właśnie wzięłam ślub – skwitowałam.
- Wreszcie. Zdążyłaś przed czterdziestką. – Roześmiał się brat.
- Nie wymądrzaj się. Lepiej byś coś zagrał – powiedziałam, żeby zakończyć temat.
- Chętnie wezmę panią Pelagię do siebie. Będzie jej u nas dobrze – zaproponowała pani Stefania, a jej mąż pokiwał dla aprobaty głową.
- To może lepiej u nas – odezwała się pani Krystyna.
- Jasne, u nas będzie jej dobrze – dodał pan Edward.
- Nie przesadza się starych drzew. Zostanie w Pińczowie do śmierci. Taka jej wola. Prawda, ciociu? – zapytał wujek.
- Mnie z Ratajami dobrze i nie chcę nigdzie się wyprowadzać – mówiąc to staruszka otarła łzę.
- Spokojnie ciociu, jutro pojedziemy do Pińczowa – odezwał się Paweł i pogłaskał ją po głowie.
- Ty lepiej zajmij się żoną. Przywiozłem, to i ją odwiozę.
Dyskusja się urwała, bo Basia i Antek zagrali przepiękną sonatę Karola Szymanowskiego. To była prawdziwa uczta dla ucha.
Przekonałam Pawła, że lepiej będzie, jeżeli też pojedzie, więc razem odwieźli ciocię do Pińczowa. Pojechali na dwa dni, więc miałam czas dla siebie. Tym razem cieszyłam się, że zostanę sama, bo postanowiłam, że skoro jestem mężatką, to muszę zrobić coś szalonego, a tym samym sprawić Pawłowi niespodziankę. Poszłam do Zakładu Fryzjerskiego i poprosiłam o mocne skrócenie włosów. Nigdy ich nie obcinałam, więc sięgały za pas. Gdy fryzjerka spytała, czy mi nie szkoda, powiedziałam, że nie, więc zaproponowała ich zakup. Chętnie na to przystałam. Warkocze należały do Staszka, a skoro go nie ma, to i warkoczy też nie będzie. Nowe życie, nowa ja.
cdn.