Wierszem Miesiąca III/24 został utwór Baśń wyszeptana o Poezji - Autsajder1303
Najlepszym anonimowym opowiadaniem został utwór - "Pani Basia" - jaga
Rozpoczynamy nowy konkurs o Złotą Pietruchę w temacie - "psota"
Samotność superciecia na dzielni
Moderator: Redakcja
- bodek
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3602
- Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Srebrnych Pietruch: 1
- Wierszy miesiąca: 11
Samotność superciecia na dzielni
Bogdan nadal miał dwa stałe obiekty. Czasami jeszcze trafił się jakiś ekstra dodatek. Nie schodził poniżej czterystu osiemdziesięciu godzin miesięcznie. Skończył Policealne studium BHP i zdał egzaminy na licencje II stopnia Kwalifikowanego Pracownika Ochrony Fizycznej. Mógł już nadzorować pracowników ochrony i być dowódcą na obiektach klasy A. Właśnie przejmowali do ochrony budynek z dużym parkingiem zewnętrznym i terenem zielonym z wodą przy pętli tramwajowej Wyścigi. Poprzednia ochrona podpadła za niedopilnowanie samochodów na parkingu. Budynek miał niezłe zabezpieczenia, więc musieli się skupić na terenie zewnętrznym. Rekonesans wypadł blado, brak parkanu, brak kamer, chimeryczne krzaczory no i ta sadzawka. A na parkingu same Toyoty, większość nówka sztuka. Ogrodzenie i bramy z budkami tylko przy drodze dojazdowej. Czyli jak to mówią; groźna mina z gołą dupą. Do zmierzchu było jeszcze trochę czasu, trzeba było się przygotować. Szefostwo obiecało dwutygodniowe wzmocnienie dyżurów nocnych. Bogdan udał się na zwiad. Obok był bazarek, taki z mydłem-powidłem. Trochę się poszlajał, pogaworzył z handlującymi. Właśnie bajdurzył z Elżunią (tak się przedstawiła), ekspedientką stoiska piekarniczego, gdy napatoczył się jakiś małolat nafazowany jak meserszmit.
– Te lalunia śmigniem wieczorkiem się pogibać – wymamrotał zalotnie, przegarniając blond czuprynę.
– Spadaj na bambus, lamusie złamany – Elżunia z grzecznej ekspedientki przeobraziła się w dziewczynę z dzielni.
– Grzeczniej głupia pipo, bo wrócę z kumplami i zrobimy ci taki Sajgon, że pójdziesz z torbami wprost na chirurgię urazową – wycedził przez zęby małolat.
Bogdan przesunął się między Elżunię i agresora. Był przygotowany na starcie.
– A ty co!? Zgredzik chce robić za bohatera, zebrać wpierdol za free. – Blondasek zrobił krok naprzód i prawie dźgnął paluchem Bodzia.
W ochroniarzu aż się zagotowało. Nosz kurwa, od zgredzików nikt nie będzie mu urągał. Chwycił wyciągnięty paluch i zakręcił małolatem jak w tańcu. Potem dźwignia zwana skrzydełkiem, aż tamten uniósł się w powietrzu. Rzucił gówniarzem o glebę, tylko tamten jęknął.
Wziął leżącego za klamoty i wyniósł ze sklepu. Na zewnątrz piżgnął go na wydeptany trawnik i wrócił do bajerki Elżuni. Znaczy tak zamierzał.
– Dałabym sobie radę, jestem z Mokotowa – z uśmiechem powiedziała dziewczyna.
– Czyli nie umówisz się z wybawcą na kawę – próbował jeszcze Bogdan.
– Uważaj książę, żeby twój biały koń się nie ochwacił. – Ekspedientka wróciła do układania towaru.
Ochroniarz już wychodził, gdy usłyszał szept: "Zostaw numer telefonu" .
Przygotowania na obiekcie były w toku. Zainstalowano kamery termowizyjne i czujniku ruchu. Wszystko pod pozorem zwykłych prac konserwatorskich starych systemów. Dodatkowi ludzie przyjechali dostawczym Ducato w kombinezonach firmy remontowej. Byli gotowi, wystarczyło poczekać. Dziesięć nocy minęły na fałszywych alarmach, a to zwierzęta czy pijaczki błądzący z pętli tramwajowej.
Jedenastej nocy przyszli w pięciu. Na czarno ubrani, w kominiarkach. Wyposażeni w łomy, klucze do kół, cęgi i kombinerki. Przeszli sobie tylko znaną płycizną przez sadzawkę i z marszu próbowali obrobić samochody z pierwszego rzędu parkingu. Bogdan z trzema kumplami odcięli im drogę ucieczki. W ruch poszły szpryce napełnione farbą fluorescencyjną. Potem już tylko trzyżyłowe kable. Gdy już wszyscy napastnicy leżeli na ziemi jęcząc z bólu, zdjęto im kominiarki i zrobiono fotki twarzy.
– A teraz wypierdalać! Jeśli wrócicie, pogadamy inaczej – rzucił ochroniarz. Postawili ich na nogi i na kopach pognali do stawiku.
Następny dzień był taki jak wiele innych. W stołówce Sodexo zjedli śniadanie, zostawili podstawową obstawę ochrony i pojechali na odprawę do biura. Wiadomo, nikt nie oczekiwał, że po jednym wpierniczu małolaty sobie odpuszczą. Po godzinie narady postanowiono, że Bogdan pozostanie jeszcze miesiąc na obiekcie jako wzmocnienie nocne. Żeby mu się opłacało, dostanie na ten czas specjalny dodatek. Obiekt będzie miał też priorytet dla dwóch grup interwencyjnych.
I tak minęło Bogusiowi trzy tygodnie. Prawie jak urlop. Przyzwyczajony do pracy w nocy. Był jak sowa, rano za to zasypiał, gdzie tylko się dało. Telefon z nieznanego numeru zaskoczył go.
– Czy to rycerz na białym koniu? – Usłyszał z aparatu – Masz czas dla znudzonej księżniczki czy polujesz akurat na smoki?
– Jestem w pobliżu, a masz świeże bułeczki do śniadania? – zapytał.
– Nawet masełko i wędlinkę – zaśmiała się.
– Ok! Już biegnę! – rzucił do słuchawki i już był na zewnątrz.
Po chwili był na bazarku. Przy stoisku stała inna ekspedientka. Zdezorientowany rozglądał się szukając wzrokiem Elżuni. Chciał już wychodzić, gdy z zaplecza wyszła kobieta. Gładko zaczesana, z długim kucykiem, ubrana w mini i bluzeczkę dopasowaną do ciała. Taka miniaturka Jennifer Lopez. Dopiero gdy się uśmiechnęła, rozpoznał ją.
– Co się gapisz jak sroka w gnat?! Masz ochotę na śniadanie to pomóż z zakupami – Śmiejąc się, podała mu karton i torbę.
– Duże to śniadanie – stwierdził.
– To moje rzeczy, dziś był mój ostatni dzień pracy tutaj – wyjaśniła.
Bogdan skierował się w stronę tramwaju, ale Ela poprowadziła go na parking do czerwonego Passata kombi. Otworzyła bagażnik i kazała wrzucić tam karton. Torba zawierała nabiał, więc miała podróżować na kolanach chłopaka.
– A tak w ogóle to, gdzie jedziemy? – zapytał.
– A co, boisz się, że cię porwę? – zażartowała.
– No co ty! Śmierć w twoich ramionach to niespodziewana rozkosz – ripostował.
Oboje się roześmiali i dalej rozmowa już popłynęła. Mówili o wszystkim i o niczym. Tematy same się nasuwały. Wylądowali przy Łazienkach Królewskich. Zostawili samochód na parkingu, a sami wzięli wiktuały i ruszyli na spacer. Przy pałacyku na wodzie usiedli na ławeczce. Bogdan nie pamiętał, żeby był tak karmiony. Odwdzięczał się całując dłonie, które podtykały mu jedzenie do ust. Ale gdy chciał pocałować usta, które do niego mówiły, natrafił lekki opór.
– Nie bądź taki szybki Bill, jak śpiewała Katarzyna Sobczyk – powiedziała, przykrywając mu wargi dłonią.
– Ok! Jestem kroplą, drążę skałę – zanucił mantrę.
Przesadził z tą skałą. Nie była też górą lodową. Po prostu, to ona chciała stawiać warunki i granicę. Po kilku spotkaniach nie tylko pozwalała się całować, ale też sama zachłannie wpijała się w Bogusia. Była jak wulkan, lawa gejzer. Czasami chłopak czuł, że ma koło siebie czarną panterę. Dzikie zwierzę z pazurami, ale też z miękkim futrem. A ona potrafiła zaryczeć i cicho pomruczeć. Gdy spała była taka naturalna, tylko ją malować. Zachodził w głowę, co ona z nim robi. W sensie, że jest z nim i chyba czary jakieś nad nim odprawia. Zaczęła bywać w domu Bogdana. Nawet jego matka ją zaakceptowała. Ale gdy tylko zaczął snuć plany zalegalizowania związku, zniknęła. Z dnia na dzień.
– Spoko znajdziesz inną – pocieszali kumple.
– Przecież bajerę masz opanowaną – mówili.
Ona była kometą, on poszukiwał słońca. Bogdan zamknął się w sobie. Zaczął znowu pracować po czterysta osiemdziesiąt godzin miesięcznie. Samotne noce spędzane na czuwaniu na obiektach. Łapanie małolatów i innych oszołomów na dewastacji. Dom też raczej był sypialnią i przechowalnią rzeczy. Znowu pustka, marazm i pytania bez odpowiedzi. Musiał gdzieś wylać te pomyje z mózgu, żeby nie eksplodować. Znalazł stare notatki z terapii, które uchroniły się przed spaleniem. Zaczął pisać. Gdy już zapisał cały zeszyt zapragnął się tym podzielić. Tylko z kim to zrobić? Nikt z obecnych znajomych nie kojarzył mu się z pisaniem. Odpalił komputer i wyszukał portale z pisaniem. Po całej nocy przeglądania, oceniania i sondowania, wybrał jeden. „Spojrzenia”, nazwa ciekawa zachęcająca. Początki były trudne. Po każdym wrzuconym tekście jechali po nim jak po burej suce. Kupa gówna, rzygi, dno i kilometr mułu. Aż złapał pierwszy kontakt. Zaczęto mu pisać, co można poprawić, co zmienić, a co wyrzucić. Nabierał ogłady w pisaniu. Znalazł swój nowy świat. Tworzył też inne. Oczywiście byli też tacy, którzy dalej obrzucali go błotem. Już go to nie ruszało. Jak powiedział jego imiennik: dbaj o siebie, bo innym nie dogodzisz.
– Te lalunia śmigniem wieczorkiem się pogibać – wymamrotał zalotnie, przegarniając blond czuprynę.
– Spadaj na bambus, lamusie złamany – Elżunia z grzecznej ekspedientki przeobraziła się w dziewczynę z dzielni.
– Grzeczniej głupia pipo, bo wrócę z kumplami i zrobimy ci taki Sajgon, że pójdziesz z torbami wprost na chirurgię urazową – wycedził przez zęby małolat.
Bogdan przesunął się między Elżunię i agresora. Był przygotowany na starcie.
– A ty co!? Zgredzik chce robić za bohatera, zebrać wpierdol za free. – Blondasek zrobił krok naprzód i prawie dźgnął paluchem Bodzia.
W ochroniarzu aż się zagotowało. Nosz kurwa, od zgredzików nikt nie będzie mu urągał. Chwycił wyciągnięty paluch i zakręcił małolatem jak w tańcu. Potem dźwignia zwana skrzydełkiem, aż tamten uniósł się w powietrzu. Rzucił gówniarzem o glebę, tylko tamten jęknął.
Wziął leżącego za klamoty i wyniósł ze sklepu. Na zewnątrz piżgnął go na wydeptany trawnik i wrócił do bajerki Elżuni. Znaczy tak zamierzał.
– Dałabym sobie radę, jestem z Mokotowa – z uśmiechem powiedziała dziewczyna.
– Czyli nie umówisz się z wybawcą na kawę – próbował jeszcze Bogdan.
– Uważaj książę, żeby twój biały koń się nie ochwacił. – Ekspedientka wróciła do układania towaru.
Ochroniarz już wychodził, gdy usłyszał szept: "Zostaw numer telefonu" .
Przygotowania na obiekcie były w toku. Zainstalowano kamery termowizyjne i czujniku ruchu. Wszystko pod pozorem zwykłych prac konserwatorskich starych systemów. Dodatkowi ludzie przyjechali dostawczym Ducato w kombinezonach firmy remontowej. Byli gotowi, wystarczyło poczekać. Dziesięć nocy minęły na fałszywych alarmach, a to zwierzęta czy pijaczki błądzący z pętli tramwajowej.
Jedenastej nocy przyszli w pięciu. Na czarno ubrani, w kominiarkach. Wyposażeni w łomy, klucze do kół, cęgi i kombinerki. Przeszli sobie tylko znaną płycizną przez sadzawkę i z marszu próbowali obrobić samochody z pierwszego rzędu parkingu. Bogdan z trzema kumplami odcięli im drogę ucieczki. W ruch poszły szpryce napełnione farbą fluorescencyjną. Potem już tylko trzyżyłowe kable. Gdy już wszyscy napastnicy leżeli na ziemi jęcząc z bólu, zdjęto im kominiarki i zrobiono fotki twarzy.
– A teraz wypierdalać! Jeśli wrócicie, pogadamy inaczej – rzucił ochroniarz. Postawili ich na nogi i na kopach pognali do stawiku.
Następny dzień był taki jak wiele innych. W stołówce Sodexo zjedli śniadanie, zostawili podstawową obstawę ochrony i pojechali na odprawę do biura. Wiadomo, nikt nie oczekiwał, że po jednym wpierniczu małolaty sobie odpuszczą. Po godzinie narady postanowiono, że Bogdan pozostanie jeszcze miesiąc na obiekcie jako wzmocnienie nocne. Żeby mu się opłacało, dostanie na ten czas specjalny dodatek. Obiekt będzie miał też priorytet dla dwóch grup interwencyjnych.
I tak minęło Bogusiowi trzy tygodnie. Prawie jak urlop. Przyzwyczajony do pracy w nocy. Był jak sowa, rano za to zasypiał, gdzie tylko się dało. Telefon z nieznanego numeru zaskoczył go.
– Czy to rycerz na białym koniu? – Usłyszał z aparatu – Masz czas dla znudzonej księżniczki czy polujesz akurat na smoki?
– Jestem w pobliżu, a masz świeże bułeczki do śniadania? – zapytał.
– Nawet masełko i wędlinkę – zaśmiała się.
– Ok! Już biegnę! – rzucił do słuchawki i już był na zewnątrz.
Po chwili był na bazarku. Przy stoisku stała inna ekspedientka. Zdezorientowany rozglądał się szukając wzrokiem Elżuni. Chciał już wychodzić, gdy z zaplecza wyszła kobieta. Gładko zaczesana, z długim kucykiem, ubrana w mini i bluzeczkę dopasowaną do ciała. Taka miniaturka Jennifer Lopez. Dopiero gdy się uśmiechnęła, rozpoznał ją.
– Co się gapisz jak sroka w gnat?! Masz ochotę na śniadanie to pomóż z zakupami – Śmiejąc się, podała mu karton i torbę.
– Duże to śniadanie – stwierdził.
– To moje rzeczy, dziś był mój ostatni dzień pracy tutaj – wyjaśniła.
Bogdan skierował się w stronę tramwaju, ale Ela poprowadziła go na parking do czerwonego Passata kombi. Otworzyła bagażnik i kazała wrzucić tam karton. Torba zawierała nabiał, więc miała podróżować na kolanach chłopaka.
– A tak w ogóle to, gdzie jedziemy? – zapytał.
– A co, boisz się, że cię porwę? – zażartowała.
– No co ty! Śmierć w twoich ramionach to niespodziewana rozkosz – ripostował.
Oboje się roześmiali i dalej rozmowa już popłynęła. Mówili o wszystkim i o niczym. Tematy same się nasuwały. Wylądowali przy Łazienkach Królewskich. Zostawili samochód na parkingu, a sami wzięli wiktuały i ruszyli na spacer. Przy pałacyku na wodzie usiedli na ławeczce. Bogdan nie pamiętał, żeby był tak karmiony. Odwdzięczał się całując dłonie, które podtykały mu jedzenie do ust. Ale gdy chciał pocałować usta, które do niego mówiły, natrafił lekki opór.
– Nie bądź taki szybki Bill, jak śpiewała Katarzyna Sobczyk – powiedziała, przykrywając mu wargi dłonią.
– Ok! Jestem kroplą, drążę skałę – zanucił mantrę.
Przesadził z tą skałą. Nie była też górą lodową. Po prostu, to ona chciała stawiać warunki i granicę. Po kilku spotkaniach nie tylko pozwalała się całować, ale też sama zachłannie wpijała się w Bogusia. Była jak wulkan, lawa gejzer. Czasami chłopak czuł, że ma koło siebie czarną panterę. Dzikie zwierzę z pazurami, ale też z miękkim futrem. A ona potrafiła zaryczeć i cicho pomruczeć. Gdy spała była taka naturalna, tylko ją malować. Zachodził w głowę, co ona z nim robi. W sensie, że jest z nim i chyba czary jakieś nad nim odprawia. Zaczęła bywać w domu Bogdana. Nawet jego matka ją zaakceptowała. Ale gdy tylko zaczął snuć plany zalegalizowania związku, zniknęła. Z dnia na dzień.
– Spoko znajdziesz inną – pocieszali kumple.
– Przecież bajerę masz opanowaną – mówili.
Ona była kometą, on poszukiwał słońca. Bogdan zamknął się w sobie. Zaczął znowu pracować po czterysta osiemdziesiąt godzin miesięcznie. Samotne noce spędzane na czuwaniu na obiektach. Łapanie małolatów i innych oszołomów na dewastacji. Dom też raczej był sypialnią i przechowalnią rzeczy. Znowu pustka, marazm i pytania bez odpowiedzi. Musiał gdzieś wylać te pomyje z mózgu, żeby nie eksplodować. Znalazł stare notatki z terapii, które uchroniły się przed spaleniem. Zaczął pisać. Gdy już zapisał cały zeszyt zapragnął się tym podzielić. Tylko z kim to zrobić? Nikt z obecnych znajomych nie kojarzył mu się z pisaniem. Odpalił komputer i wyszukał portale z pisaniem. Po całej nocy przeglądania, oceniania i sondowania, wybrał jeden. „Spojrzenia”, nazwa ciekawa zachęcająca. Początki były trudne. Po każdym wrzuconym tekście jechali po nim jak po burej suce. Kupa gówna, rzygi, dno i kilometr mułu. Aż złapał pierwszy kontakt. Zaczęto mu pisać, co można poprawić, co zmienić, a co wyrzucić. Nabierał ogłady w pisaniu. Znalazł swój nowy świat. Tworzył też inne. Oczywiście byli też tacy, którzy dalej obrzucali go błotem. Już go to nie ruszało. Jak powiedział jego imiennik: dbaj o siebie, bo innym nie dogodzisz.
Ostatnio zmieniony 16 marca 2024, 08:16 przez bodek, łącznie zmieniany 5 razy.
- elafel
- Młodszy administrator
- Posty: 18291
- Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 15
- Srebrnych Pietruch: 17
- Brązowych Pietruch: 21
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 3
- Wierszy miesiąca: 15
- Najlepsza proza: 7
- Najciekawsza publicystyka: 1
Re: samotność superciecia na dzielni
- chyba pracowników.
- chyba Bogdana.
Jedno "już" zbyteczne.
Bodziu, Ty wiesz, że "spojrzenia", to również i moje miłe wspomnienia. Dobrze, że były.
Co do tekstu, to kapkę, musisz dopracować. Jak zwykle przecinki.
Ostatnio zmieniony 10 lutego 2024, 23:09 przez elafel, łącznie zmieniany 1 raz.
Ela
- bodek
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3602
- Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Srebrnych Pietruch: 1
- Wierszy miesiąca: 11
Re: samotność superciecia na dzielni
dzięki Eluniu, pozdrawiam
- elafel
- Młodszy administrator
- Posty: 18291
- Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 15
- Srebrnych Pietruch: 17
- Brązowych Pietruch: 21
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 3
- Wierszy miesiąca: 15
- Najlepsza proza: 7
- Najciekawsza publicystyka: 1
Re: samotność superciecia na dzielni
Bodziu, jeszcze poszukaj brakujące przecinki, zwłaszcza przed "a".
Ela
- bodek
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3602
- Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Srebrnych Pietruch: 1
- Wierszy miesiąca: 11
Re: samotność superciecia na dzielni
postaram się
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 6003
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
Re: samotność superciecia na dzielni
Bardzo dobrze się czyta. Przeżyłam razem z Bodziem ból porzucenia. I chciałabym dowiedzieć się, dlaczego Ela tak postąpiła. Bała się związku na poważnie? Może przeżyła miłosny zawód i teraz trudno jej było zaufać... Dzięki odrzuceniu i bólowi Boguś zaczął pisać i to jest plus wszystkich takich traumatycznych przeżyć. Ale może i tak by zaczął...
Daj tytuł dużą literą.
Daj tytuł dużą literą.
- bodek
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3602
- Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Srebrnych Pietruch: 1
- Wierszy miesiąca: 11
Re: Samotność superciecia na dzielni
dzięki Gelso, dopiero po latach Bogdan spotka Elę i dowie się dlaczego. pozdrawiam
- bodek
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3602
- Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Srebrnych Pietruch: 1
- Wierszy miesiąca: 11
Re: Samotność superciecia na dzielni
tak, w drugiej części powieści
- Dany
- Administrator
- Posty: 19842
- Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 4
- Srebrnych Pietruch: 9
- Brązowych Pietruch: 11
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 24
Re: Samotność superciecia na dzielni
"Spojrzenia", to był mój pierwszy, ukochany portal, na którym, nie chwaląc się, zdobyłam tytuł "Autor roku". Nie pamiętam, żeby tam Ciebie obrzucali takim błotem, ale mogę nie wiedzieć. Tam był jeden szczególnie wredny...
- za "free kropka, dalej dużą literą.
Ochroniarz już wychodził, gdy usłyszał szept: " Zostaw numer telefonu".
Przyzwyczajony do pracy w nocy, był jak sowa, rano za to zasypiał, gdzie tylko się dało. Telefon z nieznanego numeru zaskoczył go.
– Nawet masełko i wędlinkę – zaśmiała się.
–
- napisałabym II stopniaSkończył Policealne studium BHP i zdał egzaminy na licencje II-giego stopnia Kwalifikowanego Pracownika Ochrony Fizycznej.
- Elżunię a agresora (ę)Bogdan przesunął się między Elżunie i agresora.
didaskalia - opis tła dialogowego– A ty co!? Zgredzik chce robić za bohatera, zebrać wpierdol za free – blondasek zrobił krok naprzód i prawie dźgnął paluchem Bodzia.
- za "free kropka, dalej dużą literą.
– Uważaj książę, żeby twój biały koń się nie ochwacił. – Ekspedientka wróciła do układania towaru.– Uważaj książę, żeby twój biały koń się nie ochwacił – ekspedientka wróciła do układania towaru.
Ochroniarz już wychodził, gdy usłyszał szept; /zostaw numer telefonu /.
Ochroniarz już wychodził, gdy usłyszał szept: " Zostaw numer telefonu".
– A teraz wypierdalać! Jeśli wrócicie, pogadamy inaczej – rzucił ochroniarz. Postawili ich na nogi i na kopach pognali do stawiku.– A teraz wypierdalać! Jeśli wrócicie, pogadamy inaczej. – Rzucił ochroniarz, postawili ich na nogi i na kopach pognali do stawiku.
- dwa "że" koło siebie, można pierwsze "że" usunąć.Wiadomo, że nikt nie oczekiwał, że po jednym wpierniczu małolaty sobie odpuszczą.
- za "opłacało" przecinekŻeby mu się opłacało dostanie na ten czas specjalny dodatek.
- "był" 3x w trzech zdaniach.Przyzwyczajony był do pracy w nocy. Był jak sowa, rano za to zasypiał, gdzie tylko się dało. Telefon z nieznanego numeru był małym zaskoczeniem.
Przyzwyczajony do pracy w nocy, był jak sowa, rano za to zasypiał, gdzie tylko się dało. Telefon z nieznanego numeru zaskoczył go.
Czy to rycerz na białym koniu? – Usłyszał z aparatu. – Masz czas dla znudzonej księżniczki, czy polujesz akurat na smoki?– Czy to rycerz na białym koniu? – usłyszał z aparatu – masz czas dla znudzonej księżniczki czy polujesz akurat na smoki?
- za "wędlinkę" niepotrzebna kropka (za kto, jak powiedział małą literą i na końcu kropka)– Nawet masełko i wędlinkę. – zaśmiała się.
– Nawet masełko i wędlinkę – zaśmiała się.
- za "uśmiechnęła" przecinek (rozdzielamy w zdaniu dwa czasowniki)Dopiero gdy się uśmiechnęła rozpoznał ją.
– Co się gapisz jak sroka w gnat?! Masz ochotę na śniadanie to pomóż z zakupami – śmiejąc się, podała mu karton i torbę.– Co się gapisz jak sroka w gnat?! Masz ochotę na śniadanie to pomóż z zakupami – Śmiejąc się podała mu karton i torbę.
–
- niepotrzebna kropka za "tutaj"To moje rzeczy, dziś był mój ostatni dzień pracy tutaj. – wyjaśniła.
- "Passata" (dużą literą - nazwa)Bogdan skierował się w stronę tramwaju, ale Ela poprowadziła go na parking do czerwonego passata kombi.
- przecinek przed "które"Ale gdy chciał pocałować usta które do niego mówiły, natrafił lekki opór.
- przecinek za "powiedziała"– Nie bądź taki szybki Bill, jak śpiewała Katarzyna Sobczyk – powiedziała przykrywając mu wargi dłonią.
- przecinek przed "co"Zachodził w głowę co ona z nim robi.
- przecinek za "związku"Ale gdy tylko zaczął snuć plany zalegalizowania związku zniknęła. Z dnia na dzień.
- przecinek przed "co"Zaczęto mu pisać co można poprawić
- przecinek przed "którzy"Oczywiście byli też tacy którzy dalej obrzucali go błotem.
Oczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.
- bodek
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3602
- Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Srebrnych Pietruch: 1
- Wierszy miesiąca: 11
Re: Samotność superciecia na dzielni
dzięki Dany poprawiłem, był Sado. pozdrawiam
Ostatnio zmieniony 16 marca 2024, 08:18 przez bodek, łącznie zmieniany 1 raz.
- bodek
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3602
- Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Srebrnych Pietruch: 1
- Wierszy miesiąca: 11
Re: Samotność superciecia na dzielni
część I powieści już w redakcji i korekcie. pozdrawiam
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 6003
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
Re: Samotność superciecia na dzielni
Rozumiem. Najpierw dopracujesz, a później wyślesz do wydawnictw. Słusznie, na pewno zwiększy to szansę na wydanie. Trzymam kciuki, żeby wzięło Cię pod swoje skrzydła dobre wydawnictwo.
- bodek
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3602
- Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Srebrnych Pietruch: 1
- Wierszy miesiąca: 11
Re: Samotność superciecia na dzielni
takie jest zamierzenie Gelso. pozdrawiam