Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca II/24

Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

Rozpoczynamy anonimowo konkurs- DRABBLE - w temacie "Telefon"

Trzeci Świat tuż za rogiem

Krótkie utwory dziennikarskie.


Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
rzorrz
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 391
Rejestracja: 06 kwietnia 2007, 00:13
Lokalizacja: CILMAENGWYN

Trzeci Świat tuż za rogiem

Post autor: rzorrz »

Autor: Tomas Drabarek

W dość nietypowy sposób chciałem nawiązać do tematu konkursu. Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż może to nie dobre słowo – i zaakceptujecie Państwo taką formę wypowiedzi pisemnej, z drugiej strony, robię to przede wszystkim dla siebie, z wewnętrznej potrzeby. Chociaż… nie ukrywam, że było by mi bardzo miło, gdybym mógł wygrać jakąś książkę, jako że czytanie jest jedną z największym przyjemności, przynajmniej dla mnie.

Moje podejście do problemu ubóstwa i łamania prawa jednostki najbardziej poszkodowanej bierze się z przeżycia, którego właśnie doświadczyłem, dlatego właśnie otwieram się w taki, a nie inny sposób.
Dla mnie Trzeci Świat – ten bliski, ulokowany gdzieś za naszym domostwem, a jednocześnie tak odległy, niewidoczny nawet, gdy spoglądamy weń niczym w otchłań, jest lądem zamieszkałym przez istoty cierpiące, głęboko i wewnętrznie upośledzone, okaleczone naszą obojętnością i znieczulicą społeczną. Nie wiemy, czym jest prawdziwe cierpienie, nie dowiemy się tego z książek, nie obejrzymy w telewizji – te przeżycia, których doznajemy czytając opisy czy spoglądając w szklany ekran dużo znaczą i są ważne, ponieważ uwrażliwiają nas na problemy drugiej osoby, ale nie obrazują całości zagadnienia, prawdziwej głębi tragedii osoby poszkodowanej.

Wszystko może się zmienić w jednej tylko chwili! Gdy to właśnie nas spotka nieszczęście czy strata, porównywalna z największym okrucieństwem. Wtedy poczujemy ile znaczymy dla innych oraz jak drodzy są dla nas bliscy.
Każdy z nas miał kiedyś koszmary senne…, a jak by to wyglądało gdyby coś, czego najbardziej się obawiamy, stało się rzeczywiste. Jedna z dwóch takich sytuacji doświadczyła mnie dzisiejszego – nie, z uwagi na późną porę – już wczorajszego dnia, a o tej drugiej obawie nie wypowiadam się, żeby się nigdy nie ziściła. Odkąd sięgam pamięcią, byłem przerażony i czułem się bezsilny, po prostu nie wiedziałem, co bym zrobił, gdybym stał się człowiekiem niewidomym. Jakby zmieniło się wtedy moje życie i czy miałbym na tyle siły i wewnętrznego uporu czy determinacji, żeby wstać kolejnego dnia. Prędzej lub później może mnie to spotkać, choćby w okresie wieku starczego, jednak jest to czas tak odległy, że nie przejmuję się tym w zupełności, nawet, jeśli jest to na dłuższą metę nieuniknione, no chyba, że nie dożyję, co w dzisiejszych nerwowych czasach nie jest tak odległą wizją – zawały przecież zdarzają się całkiem często.

Ranek zaczął się dość nietypowo… czytałem książkę poleconą mi przez jednego z zaproszonych do Regionalnej Izby Gospodarczej prezesów – bardzo bogatego człowieka w młodym jeszcze wieku, który prowadząc szkolenie z zakresu samodoskonalenia nauczał, jakie cechy w sobie wytworzyć oraz jak ukształtować swoje działania i postawę, żeby stać się milionerem jeszcze przed emeryturą. Zachęcał do lektury, której tytuł brzmiał mniej więcej tak: "Obudź w sobie olbrzyma… i miej wpływ na całe swoje życie – od zaraz", a która opisuje, jak zmieniać swoje nawyki i umiejętnie pobudzać się do działania. Jest tam rozdział przedstawiający metodę „diety umysłowej”, polegającej na tym, że przez dziesięć dni należy myśleć tylko pozytywnie, a jeśli staniemy przed jakimś problemem, to w ciągu dwóch minut powinniśmy otrząsnąć się ze stanu zmartwienia i apatii oraz zacząć proces szukania rozwiązań, postanowiłem spróbować i postępować według wyznaczonych reguł. Nie udało mi się, muszę rozpocząć od początku, ale dlaczego…

Czy wiedzą państwo, jak to jest stawać się niewidomym?

Wydaje mi się, że jest to gorsze od samego życia w ciemności, ponieważ wiemy jak to jest, gdy spogląda się na świat, dostrzega jego piękno, ogląda ofiarowane nam obrazy, odczuwa otaczające nas zewsząd życie wszystkimi zmysłami, a teraz w krótkiej chwili zostanie nam odebrany jeden z nich i jesteśmy tego w pełni świadomi, że to już do końca. To chyba bardziej przerażające niż obcięcie ręki czy nogi, ponieważ jest stałe i odczuwalne całym sobą – tym bardziej zmienia spojrzenie na życie, kompletnie. Tracimy coś, co było dla nas czymś zwykłym, doczesnym, normalnym i codziennym, a bez czego funkcjonowanie wydaje nam się nieporadne. Pamięć nie zawsze jest darem…
Wychodząc z sauny zacząłem tracić wzrok. Byłem jeszcze świadomy, ale już zmysł odmawiał mi posłuszeństwa. Byłem lekko ogłuszony, troszkę osłupiały i zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie słyszałem wyraźnie słów, którymi zwracał się do mnie kolega wymachujący rękami w moim kierunku, a stał jakieś pięć metrów ode mnie. Wszystko było widoczne jak za mgłą. Jasność bijąca z okien, przez które prześwitywały promienie słońca, wydawała się jeszcze jaśniejsza. Ludzie stawali się niewyraźnymi plamami, kolory były takie jak wcześniej, ale nie było krawędzi przedmiotów i odczuwałem ten nieustanny ból głowy, okropna migrena. Potarłem oczy najpierw dłońmi, następnie wilgotnym ręcznikiem. Oparłem się o ścianę. Niestety, zabiegi te nie pomogły! Zacząłem się obawiać najgorszego, a co jeśli wzrok nie wróci do normy? Klnę w myślach na cały świat, co złego zrobiłem, skąd te nieszczęście, dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe i takie okrutne?
Postanowiłem, że usiądę, wezmę kilka głębokich oddechów, zamknę na moment oczy i wszystko będzie jak dawniej. W drodze na ławkę musiałem pokonać dwa schodki. Pamiętałem, gdzie są, jednakże spoglądając pod nogi widziałem tylko niewyraźne kleksy i te przebłyski. Stopnie, zlane w jedną całość skojarzyły mi się z podjazdem dla niepełnosprawnych. Pojawił się strach, obawa przed niepewną przyszłością. Czy mam być jednym z nich – kaleką, bez dostępu do pracy i rozrywki, z kłodami rzucanymi bez ustanku pod wyszczerbione koła? Najpierw muszę pokonać pierwszą przeszkodę, potem zobaczymy, co będzie dalej. Powiedziałem koledze, że źle się czuję i po omacku przeszedłem w stronę miejsca spoczynku. Po drodze słyszałem dochodzące zewsząd głosy, ale nie wiedziałem, o czym ludzie rozmawiają, nie bardzo mnie to zresztą obchodziło. Wyczuwałem wyraźny zapach chloru, i czułem wilgoć na skórze, drobne krople pluskające po czyimś tryumfalnym skoku do wody opryskały mi twarz, złorzeczyłem w myślach na tego egoistę, który nie śmiał zauważyć, że kilka kroków dalej ktoś przeżywa największy horror swojego życia. Czy to on jest kurwa za przeproszeniem niewidomy, nie dostrzega, że mój stan jest poważny?!
Usiadłem, zamknąłem oczy, odprężyłem się i wymasowałem kark. Po chwili otwieram powieki i… nic się nie poprawiło! Mam wrażenie, że jest gorzej niż było wcześniej!!! Zastanawiam się czy się nie położyć, ale ławka jest niewygodna, a obawiam się, że tracąc pionową postawę mogę stracić orientację i zemdleć. Pojawia się strach, silne emocje. To jeszcze nie panika, ponieważ nie ma wokoło ciemności, ale co to za życie, gdy nie poznasz twarzy własnego rodzica, wszyscy wyglądają tak samo, niczym klony. Serce bije jak szalone! Staram się opanować emocje, przecież dopiero niecały kwadrans temu wyszedłem z sauny i jakoś tu doszedłem o własnych siłach, chyba nie ma tak źle, nie można się poddawać. Co nam pozostaje, jak nadzieje umrze? W końcu ludzie bez nóg biegają na para-olimpiadzie, a bez dłoni grają w ping-ponga, coś da się zrobić. Nie możliwe, żeby tak od zaraz stracić wzrok, w końcu nic mnie nie boli, dbam o siebie, jem te cholerne za przeproszeniem marchewki i połykam witaminy.

Przez chwilę wpatruję się w jeden punkt, usilnie próbując dostrzec jakiś kontur, cokolwiek, co jest wyraźne. Potem znów szybko mrugam powiekami. Czekam jeszcze parę minut, nie wiem ile, straciłem rachubę. Zastanawiam się, czy parka przechodząca obok dostrzegła, że coś jest nie tak, że coś jest niedobrze, że jestem zepsuty. Czy byli tak zapamiętani w sobie, tak zakochani, ze nie widzieli nic poza własnym "ty i ja"? I dlaczego słyszę śmiechy wokoło, przecież to jest okropne. Dalej czekam… jeszcze nie pogodziłem się z losem, chociaż… co ma być to będzie. Proszę w duchu Boga, żeby ocalił mnie, żeby nie skazywał na życie w ciemności, w piekle czerni. Zdaje sobie sprawę, że są przecież inni ludzie, którzy też przeżywali kiedyś to, co ja w tej właśnie chwili – nie jestem wyjątkowy i jedyny, to nie jest pierwszy taki przypadek na Ziemi, to zdarza się, na co dzień. Panie spraw, żeby było dobrze, tylko tyle… nie musi być świetnie, niech będzie, chociaż trochę lepiej. Moment zadumy – jak to będzie przed moim końcem, co będzie potem, co będę mówił, myślał i odczuwał na łożu śmierci, a może taka jest zagłada, może koniec świata – apokalipsa jest dla każdego indywidualna. Co będę wspominał z dawnego życia, i czy można żyć wspomnieniami? Slajdy z dawnej sprawności, wycinki z własnego życia, które nigdy nie będzie już takie samo, a miało być przecież lepsze – tyle niezakończonych spraw. Wielkie pragnienie posiadania nie jest nam obce, a nie mamy pojęcia ile nam przekazano, jak dużo tak właściwie posiadamy, aż to stracimy… Z drugiej strony, jeśli z tego wyjdę, co zapamiętam, czy wyciągnę z tego jakieś nauki, jakąś wiedzę, czy to mnie w jakiś sposób wzbogaci?
W końcu stało się… mgła ustąpiła, nadal oszołomiony dostrzegam wreszcie pierwsze kontury, tak wytęsknione… jak krawędzie nieba. Cóż to za uczucie, kocham wszystkich i uwielbiam wszystko, jestem dzieckiem szczęścia, darem niebios. Dzięki Panie, że czuwasz nade mną, jestem wdzięczny. Błagam jednak, nie doświadczaj mnie tak, nigdy więcej – nie jak Hioba. Nie życzę nikomu takich przeżyć, nikt na to nie zasłużył, największemu wrogowi nie życzę takich chwil.

Przychodzi mi na myśl osoba bezdomnego, postać człowieka biednego, opuszczonego i cierpiącego. Kogoś, kogo nie zauważam! Czy on nie jest również niewidomy, a może to właśnie ja jestem ślepy i ciągle błądząc w ciemnościach nie zauważam drugiego człowieka? Co nas tak naprawdę odróżnia, czy jesteśmy tak bardzo sobie obcy? Czy w poczuciu zagrożenia nie zachowamy się tak samo? Ja nie pogodziłem się z moim losem, przynajmniej nie zupełnie. Może było jeszcze za wcześnie, może nie doszedłem do tego etapu, może to było dopiero przede mną – rezygnacja, apatia, przygnębienie. Może oni również staczają właśnie wewnętrzną wojnę, z której mogą wychodzić okaleczeni, a może już wcale. Odchodzą w niebyt już za życia – niechciani ludzie, na których nikt nie zwraca uwagi, których los jest wszystkim obojętny. Świat jest taki okrutny, ale czy nie tworzą go osoby takie jak ty i ja, gdzie nasze serca, czy nasze zachowanie jest ciągle ludzkie? Jedna chwila a takie zmiany.
Inaczej patrzę na świat. Ty też spróbuj.

Tymczasem, przede mną kolejne dziesięć dni pozytywnego myślenia, czasu rozwiązywania problemów.

Ostatnio zmieniony 08 stycznia 2009, 22:55 przez rzorrz, łącznie zmieniany 3 razy.

rzorrz from

Shiren
Autor/ka
Posty: 28
Rejestracja: 05 grudnia 2008, 00:12
Lokalizacja: Włocławek

Post autor: Shiren »

Zastanawiałem się, czemu tekst nie ma jeszcze żadnego komentarza, ale chyba już wiem. Jako felieton (zresztą jakkolwiek by go nie zakwalifikować) jest wyjątkowo nudny. Jednostajność po prostu dobija, nie pojawiła się w trakcie czytania ani jedna intrygująca odskocznia. Wygląda jak jakieś biadolenie hipochondryka, który obawia się amputacji ręki, gdy uderzył się w palec. A jak wiadomo - takie coś na początku bawi, ale szybko męczy. Początkowo jest nawet ciekawe wprowadzenie, ale bardzo szybko okazuje się, że temat został poprowadzony wyjątkowo tendencyjnie i banalnie. Żadnych godniejszych uwagi rozmyślań, niestety. Styl jest dość poprawny, poza kulejącą miejscami interpunkcją, ortografią (czemu "-by" jest często pisane oddzielnie? nawet takie "byłoby, jakby") i fleksją ("jedną z największym przyjemności"). Miejscami pada wszystko na raz ("Każdy z nas miał kiedyś koszmary senne…, a jak by to wyglądało gdyby coś, czego najbardziej się obawiamy, stało się rzeczywiste"). Spodobał mi się tylko jeden zwrot ("Pamięć nie zawsze jest darem… "), ale niestety autor się nad nim prześlizgnął albo o nim zapomniał. Podsumowując, felieton jest bardzo nudny i mało odkrywczy, błyskotliwy. A chyba nie ma gorszych zarzutów pod adresem tego gatunku. Tekst jest cienki jak szpadelek.

Awatar użytkownika
rzorrz
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 391
Rejestracja: 06 kwietnia 2007, 00:13
Lokalizacja: CILMAENGWYN

Post autor: rzorrz »

Wszystko może się zmienić w jednej tylko chwili! Gdy to właśnie nas spotka nieszczęście czy strata, porównywalna z największym okrucieństwem.

- nie bardzo to porównanie, gdy mnie spotyka nieszczęście bądź doznaje straty (przyjmuje, że autor miał na myśli stratę kogoś bliskiego na przykład ) to odczuwam żal, smutek, a czasem rozpacz. Okrucieństwo natomiast, wywołuje we mnie obrzydzenie, odrazę, czasem strach.

Czy wiedzą państwo, jak to jest stawać się niewidomym?

Wydaje mi się, że jest to gorsze od samego życia w ciemności, ponieważ wiemy jak to jest, gdy spogląda się na świat, dostrzega jego piękno, ogląda ofiarowane nam obrazy, odczuwa otaczające nas zewsząd życie wszystkimi zmysłami, a teraz w krótkiej chwili zostanie nam odebrany jeden z nich i jesteśmy tego w pełni świadomi, że to już do końca. To chyba bardziej przerażające niż obcięcie ręki czy nogi, ponieważ jest stałe i odczuwalne całym sobą – tym bardziej zmienia spojrzenie na życie, kompletnie. Tracimy coś, co było dla nas czymś zwykłym, doczesnym, normalnym i codziennym, a bez czego funkcjonowanie wydaje nam się nieporadne. Pamięć nie zawsze jest darem…

Czy mam rozumieć: życie w ciemności – bo w nocy, czy bycie niewidomym od urodzenia, a może życie w niewiedzy? Na początku mowa jest o procesie stawania się niewidomym, a następnie o utraceniu zmysłu wzroku w jednej chwili (nieposkładane to wszystko). Gdybanie, czy lepiej jest bez ręki, nogi czy też wzroku, niewarte jest roztrząsania, a co jest warto? ( tu zanuciłem sobie piosenkę – wiersz Edka Stachury;)

Przykro mi, ale muszę się zgodzić z Shirenem;) tekst jest nudny i mało odkrywczy. Trudno powiedzieć czy jest to felieton, może gdzieś tam zmierzał w stronę gatunku, ale odbił się rykoszetem i powstało co powstało. Co by nie było, autor minął się z tematem, a powiem więcej, z tematu o prawach człowieka zrobił jakieś egoistyczne rozważania na temat własnego nieszczęścia, piętnując przy tym ludzi niepełnosprawnych.

rzorrz from

ODPOWIEDZ