Noc osiemnastego czerwca A.D. 1574 miała się ku końcowi.
Podkomorzy Jan Tęczyński i młody Mikołaj Zebrzydowski doganiają pod Pszczyną Henryka Walezego, który właśnie nawiał z Krakowa.
Henryk / dostrzega pogoń /
- Co za durnie! Nie do wiary!?
Przecież na mnie czeka Paryż!
Tęczyński
- Oj, Henryku! Oj, nieładnie!
Zebrzydowski
- Zaraz ci łomocik wpadnie!
Tęczyński
- Wracaj, Miłościwy Panie!
Zebrzydowski
- Pewnie ktoś tu w ryj dostanie!
Tęczyński
- Czeka Anna Jagiellonka!
I Wawelik! I koronka!
Zdrowa kuchnia! Miły klimat!
Takich wczasów nigdzie ni ma!
Czy Cię kraj nasz nie zachwycił?
Henryk
- Powiem krótko. Mam to w rzyci!
Tutaj, może was osłabię,
od ud babich, wolę żabie!
Kraj wariacki - dla wariatów!
Koniec! Kropka! Brak tematu!
Do Wenecji! I na Paryż!
Tam się żyje, wy fujary!
Tęczyński z Zebrzydowskim, w celu wstrząśnięcia sumieniem władcy, odśpiewują a capella"Boże coś Polskę" oraz "Białego Misia".
Henryk / wyciera obficie nos, poprawia kolczyki i odjeżdża do Wenecji /
Tęczyński z Zebrzydowskim /stepując rapują/
Znajdziemy inną osobę,
na tronie znowu jest pusto.
Zostawił francuską chorobę
i przepis na miłość francuską.
/ Całość, jak zawsze, kończy się wesołym oberkiem /.