Anonimowym Wierszem Tematycznym został zawsze mogę być bardziej nieszczęśliwa - Gelsomina

Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

Rozpoczynamy anonimowo konkurs- DRABBLE - w temacie "Telefon"

Przemiana

Moderator: Redakcja

Awatar użytkownika
Owsianko
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 723
Rejestracja: 15 września 2010, 00:13
Lokalizacja: Bydgoszcz
Brązowych Pietruch: 1
Najlepsza proza: 3
Najciekawsza publicystyka: 5

Przemiana

Post autor: Owsianko »

Często zachodziłem do Karola, bo chciałem zobaczyć pokój, który jeszcze parę dni temu zajmował. Do Karola, gdyż nawet później nie myślałem inaczej o swoim pokoju. Mieścił się na pierwszym piętrze, po przeciwnej stronie korytarza, o krok za łącznikiem zespalającym oba skrzydła Domu, koło windy, tuż za rogiem. Skręcało się w stronę dyżurki, przechodziło obok brudownika i trafiało do ustronia wysadzanego fotelami, skąd widać było, jak ubrani po domowemu pensjonariusze, rozparci w nich, paląc papierosy, siedząc przy ławach, rozmawiają i rżną w karty, a personel stoi nad nimi i popatruje ze znudzonym zaciekawieniem, szczególnie wówczas, gdy trwał szachowy turniej, zawody pomiędzy rywalizującymi oddziałami.

W pokoju znajdował się sekretarzyk z deską imitującą biurko. Była też bieliźniarka na podręczne łachy, ortopedyczne łóżko na pilota z mnóstwem bloków i rur, a na jednej ze ścian wisiały dwie reprodukcje znanych obrazów. Pierwsza – z kwiatami, druga, to czysta abstrakcja. Ściany pomalowano na kremowo, sufit zalatywał bielą, wykładzina zatrącała o czerwień, okno było z widokiem na pobliski las. A właściwie na niedostępną przestrzeń osłoniętą czymś w rodzaju firanki.

Biblioteczne półki, odziedziczone po przyjacielu, onegdaj zapełnione, a teraz – bez książek, oczekujące na moje, uśpione w nierozpakowanych kartonach, wyglądały obco i bez sensu.

Niekiedy myślałem, że już nie potrafię się od nich uwolnić, oderwać od ich obecności, zwłaszcza gdy na własnej skórze przekonałem się, że zastąpienie starych – nowymi, niczego nie zmieni, bo czynność ta jest niedorzeczna: czy ślęczałem przy biurku w dawnym domu, czy byłem tutaj, nie miało znaczenia i o niczym nie decydowało. Niczego też nie przesądzało, bo albo tam, udając eksperta od spraw beznadziejnych, albo tu, krocząc po terenie ze stertą papierów, już nie byłem potrzebny i tylko wmawiałem sobie, że mam jeszcze coś do powiedzenia.

Na ścianach odkryłem jaśniejsze plamy po obrazach i fotografiach. Przypatrując się im, próbowałem przypomnieć sobie, co przedstawiały, ale w głowie czułem pustkę.
*
Odwiedzała go pani E., przysadzista babina, krępy sześcian nieznacznego wzrostu i gigantycznego serca, kobieta o armatnim głosie, sanitariuszka z Powstania Warszawskiego, była pracownica socjalna, a teraz – przewodnicząca naszego samorządu.

W tym czasie wychodziłem do dyżurki na „nockę” i dosyć często ją spotykałem. Już z daleka, z ciemności korytarza dochodziły jej stentory.

Trochę się jej bano, bo zadziorna była i wybuchowa. Nie pamiętam, kiedy tu się znalazła, w każdym razie zjawiła się na długo przede mną. Pamiętam za to jej pokój, niedużą, lecz samodzielną klitkę. Przeszła na zasłużoną emeryturę, w stan urzędowego bezczasowego odpoczywania, gdyż podźwignęła się i poruszała z trudem. Wolała jednak stać, niż siedzieć, rozmawiać, aniżeli milczeć, perorować, niźli słuchać. Nikt jej nigdy nie słyszał podczas walki z bólem; podobnie jak słonie, zaszywała się w niedostępności swoich czterech ścian.

Nie wychodziła za bramę. W parku też jej nie widziałem. Za to na tarasie – stale. Najczęściej w nocy, gdy głupie myśli nie dawały spać, gdy ciemność, gdzieniegdzie rozjarzona lampami pobliskiego parku, wydawała się tajemnicza.

Prowadziliśmy na nim rozmowy, marudne i niepotrzebne monologi z urojonymi słuchaczami, z majakami sfrustrowanych cieni, przedmiotów i zjaw, których obecność potwierdzała się wołaniem w mrok, skokami ciśnienia, nieuchwytnym tętnem odsłuchiwanym w zatrwożonej ciszy. Próbowaliśmy żyć przeszłością, utraconą energią, walczyć z pogłębiającą się depresją; zamknięci w galerii wspomnień, z wolna gasnący w monotonnej codzienności, przedłużaliśmy pozostały czas – nienasyconą ciekawością pozostałych chwil.

Balustrada tarasu, przy której paliliśmy papierosy i rozmawialiśmy o Bóg wie czym, przenosiła nas w zaczarowane krainy minionej świetności, była dekoracją widoku rodzinnych świąt, pozwalała zagłuszyć, osłabić chaotyczne, napastliwe przebłyski wspomnień z przeszłości, na krótko nie pamiętać o porach manualnych zajęć, obiadów, wykładania talerzy, szybkich kolacji spożywanych w nerwowej atmosferze sprzątania ze stołów, zmywania podłogi i uruchamiania telewizora. Balustrada tarasu dawała nam poczucie pozadomowej wolności, zmniejszała wszechobecną kąśliwość intryg, ograniczała zasięg rażenia złych słów, oddalała od nas przeklęte wizje pobytu w tutejszym prosektorium.

Ale nie tyko nam były niezbędne nocne odwiedziny na tarasie. Niekiedy pojawiali się na nim inni rezydenci: niewidoczni za dnia. Jak ślimaki pozamykane w swoich osobnych pokojach – skorupach, nocami zaś prowadzące aktywne, żerujące życie. Wówczas rodziły się w nich nieznane fantomy, piekące w sumieniu sprawy do uregulowania, zaległe problemy przywleczone z przeszłego istnienia, i kwestie te – siłą rzeczy niedokończone – tonęły w mroku i dogorywały w oparach mgły. Zmienione bliskością chłodu, zimnem nadciągającym od lasu, zmuszały ich do odłożenia wzruszeń na bardziej sprzyjające zmierzchy, a kto wie, czy nie na zawsze.

Natomiast Karol jeździł na taras tylko w dzień. Cieszył się „obłożnym stanem zdrowia”. Miał potrzaskany krzyż i – z tej przyczyny – bezwładne nogi z odleżynami. Odznaczał się miłym usposobieniem i na twarzy gościł mu niepewny uśmiech, toteż odwiedzały go istne procesje dziewcząt z personelu.

Spieszyły mu z pomocą, podczas gdy on, z nogami szczelnie przykrytymi kocem, wydawał rozkazy, instrukcje, pouczenia i wskazówki. Czynił to jednak w sposób tak naturalny, szczery i sympatyczny, a zawsze z dobrotliwym spojrzeniem, jak gdyby chciał je przeprosić za kłopot, że jest ciężki i nie może wstać.

Lecz były to tylko pozory. Zachowanie pod publiczkę. Zanim umieszczono go tutaj, zajmował trzypokojowe mieszkanie po rodzicach. Jeden przeznaczył na drogie lekarstwa, strzykawki i plastry. Gromadził tam stosy paczek z pampersami. Drugi wynajmował studentkom w zamian za seksualne usługi, a w trzecim mieszkał w czymś, co na upartego nazwać można pokojem. Było w tej szczelnie zagraconej izbie tak ciemno i duszno od rzeczy nieodzownych, że gdy przychodziłem do niego, znalezienie miejsca do siedzenia graniczyło z cudem.

Miałem okazję ujrzeć obrzydliwie ciemne, niemal czarne szyby pochłaniające resztki jasności, w efekcie czego przemieniły słoneczne, przestronne i wesołe pomieszczenie w nędzną, ciasną i posępną dziuplę, klitkę aż po sufit zawaloną nieczystościami. Na półkach, w oszklonej szafie, w miniaturowych komódkach, piętrzyły się nietknięte kanapki, talerze ze śniadaniami, obiadami i kolacjami, które zdążyły się zeschnąć na amen, lecz nie przestały cuchnąć.
Był kawalerem – luzakiem. Nie cierpiał przymusu, robienia czegoś z obowiązku. Gdy jeszcze chodził, lubił wzbudzać zainteresowanie, być w centrum uwagi, kraśnieć od pochwał i spodziewać się podziwów. I to mu zostało, nasiliło się nawet po wypadku, niefortunnym skoku do wody.

Naraz nie mógł więcej, niż jego kumple. Kamraci od imprez i hecnych zgryw, dziewczyny od serca i legowiska, przychodzili z początku, lecz nie siedzieli zbyt długo, gdyż z każdą chwilą stawał się coraz bardziej podejrzliwy i nieprzyjemny; nikomu nie ufał, a wszystkich podejrzewał. Jego uporczywa złośliwość przybierała coraz to większe rozmiary. Dawny zapał do życia, który pozwalał mu brnąć przez codzienność, znalazł się w opłakanym stanie i nagle wszystko zaczęło podlegać posępnej metamorfozie; przysparzało mu zmartwień wywodzących się z przyzwyczajeń.
Odwiedzający mówili, że dysponuje pryzmatami znękanego paralityka i nie mają z nim o czym podyskutować; patrzy na nich poprzez nadpęknięty kręgosłup i nagina proste wywody o świecie do nielogicznego poziomu.

Bronił się. Pozował na typa, którego świat nie rozumie, nie docenia, spycha na margines. Ale świat, jak powiadali, nie jest winny temu, że nie umarł. Uważają, że jest p ł y t k i , bo zapatrzony wyłącznie we własne nieszczęścia.
Poznałem go w szpitalu, w otoczeniu braci i sióstr, rodziny, nadskakującej, zatroskanej, załamującej nad nim ręce. Kiedy go odwiedziłem w domu, od samego rana wydzwaniał do różnych instytucji prosząc o pomoc, bo on taki biedny i ciężko chory. Przy czym robił do mnie porozumiewawcze oko i zasłaniając ręką mikrofon, śmiał się twierdząc, że ma niezły ubaw.

Dzięki swoim działaniom dwa razy w roku jeździł do sanatorium. Co tydzień przychodziła do niego pielęgniarka i jeśli pojawiła się młoda, próbował ją namówić na prace ręczne. Aż urwała mu się idylla i po ośrodkach opiekuńczych poszła fama, że jest zboczeńcem i krętaczem. I funkcyjni ludzie d/s społecznej troski zadecydowali, że wymaga nieustannego nadzoru, ponieważ sam nie daje rady.

Jednak kiedy tu trafił, zaszła w nim gruntowna zmiana: zaniechał poprzednich praktyk, złagodniał i wypoczciwiał tak radykalnie, że ktoś, kto go nie znał wcześniej, mógł sądzić, że był takim od zarania: subtelnym, wiecznie uśmiechniętym, całkowitym przeciwieństwem naciągacza, pieczeniarza i seksualnego roszczeniowca, że od zawsze lubił czytać, dbać o porządek, rozmawiać na uduchowione tematy, filozofować w otoczeniu książek popstrzonych uwagami.

Awatar użytkownika
Motysia
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 1494
Rejestracja: 09 października 2012, 23:06
Lokalizacja: Wrzosowo
Złotych Pietruch: 6
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 3
Wierszy miesiąca: 4

Post autor: Motysia »

z czystą przyjemnością przeczytałam
pozdrawiam:)

Morze jest moim spowiednikiem.

Awatar użytkownika
Autsajder1303
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 4451
Rejestracja: 12 października 2015, 12:05
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 2
Kryształowych Dyń: 2
Wierszy miesiąca: 6

Post autor: Autsajder1303 »

Świetnie napisana opowieść, aż ma się ochotę na więcej.

Zajko
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5814
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Post autor: Gelsomina »

Poczułam niechęć do głównego bohatera. :thumbdown:
Bardzo dobrze, plastycznie opisane postacie. Całość podoba się :)

Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18094
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Post autor: elafel »

Dobre pióro. Przeczytałam z przyjemnością.

Ela

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19588
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 23

Post autor: Dany »

Moim zdaniem, głównym bohaterem jest tutaj narrator, peel, autor- jakkolwiek go nazwiemy, który nie chcąc mówić o swoim położeniu i przeżyciach w tym domu opieki, opowiada o innym pensjonariuszu. Zresztą każdy mieszkaniec tego domu, to ciekawa postać, z różnym bagażem doświadczeń.
Pozdrawiam Autora :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19588
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 23

Post autor: Dany »

Opowiadanie to zdobyło tytuł Prozy Miesiąca.
Serdecznie gratuluję i przenoszę na Górną Półkę.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5814
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Post autor: Gelsomina »

Gratulacje:))

Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18094
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Post autor: elafel »

Bardzo serdecznie gratuluję, a utwór zamieszczam na stronie naszego klubu na Facbooku :)

https://www.facebook.com/Serwis.literacko.edukacyjny

Ela

Awatar użytkownika
Autsajder1303
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 4451
Rejestracja: 12 października 2015, 12:05
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 2
Kryształowych Dyń: 2
Wierszy miesiąca: 6

Post autor: Autsajder1303 »

Gratuluję!

Zajko
Awatar użytkownika
echo
Konsultant/ka
Posty: 5025
Rejestracja: 21 grudnia 2015, 18:15
Lokalizacja: Jędrzejów
Złotych Pietruch: 10
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 3
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
Wierszy miesiąca: 12
Limerykowy Król: 2

Post autor: echo »

Gratuluję :)

Piszę, kiedy nie mam nic do powiedzenia.

ODPOWIEDZ