tamtej nocy była tylko ciałem
które zdradza żeby czuć
grzeszyła zostając
i grzechem byłoby wyjść
gdy już wymodliło się lato
stłoczone na kilku metrach
z powietrzem rozedrganym wilgocią
która osiadała na szybach
odcinając od moralności
narzucanej przez tłum który patrzy
dziś waży każde słowo gest
i ciągle chowa się za szkłami
choć słońca jak na lekarstwo
a śnieg jeszcze nie spadł
i bieli się tylko kartka
niezapisana bo wstyd
ktoś mógłby przecież przeczytać
o tym że światło epizodycznie
porzuca kształty
traci szczelność i po ścianie
nieregularną smugą zsuwa się ku podłodze
wtedy łatwo je spłoszyć
dlatego coraz ciszej stawia stopy
coraz płyciej oddycha przez sen
słyszy jak wraca i odchodzi
tym samym szlakiem tempem
od którego spłowiałby nawet dotyk