Gdy uchylasz drzwi uderza cię cisza. Dym z kolejnego już papierosa gryzie w oczy, maskuje pretensje. Nie chce mi się już nawet wypowiadać ich na głos, za dużo hałasu.
Przeczytałam gdzieś, że milczenie nie służy związkom, a może to słowa matki, która nigdy nie potrafiła sprzeczać się z mężem.
Za każdym razem, gdy oskarżam ją o hipokryzję, odpowiada, że przekazuje mi tylko naukę wyciągniętą z jej własnych błędów. Nasze błędy zdecydowanie się różnią – odpowiadam zawsze i wychodzę nie dopiwszy nawet herbaty.
Nie chcę patrzeć na tę smutną kobietę – cień mężczyzny ubrany w fartuszek, rozważnie doprawiający potrawy. Ten bezgłos osiadł na jej duszy. Zawsze zastanawiałam się, dlaczego nie odeszła, kiedy był na to czas, ale ona nie zna odpowiedzi. Karmi się marzeniami o uczuciach i dotykach. Nadzieja – myślę, że wciąż się w niej tli, a przecież nie porzuca się matki.
Jeśli masz tę cholerną nadzieję, potrafisz znieść dosłownie wszystko – czasem zbyt wiele. Ona robi z ciebie smutnego człowieka, posiniaczonego od tych wszystkich kopniaków i pięści, bo życie nie ma za grosz empatii. Choć doprowadzi cię na skraj wytrzymałości, otrzesz się o granice człowieczeństwa, to wciąż głęboko w oczach, w spojrzeniu, wybiegającym poza horyzont bezdusznego dzisiaj, niezmiennie drgają miraże. Mimo wszystko. Mimo braku pewności czy na końcu odnajdziesz to, w imię czego obumierasz.
Czasem zastanawiam się, czy to ja jej nie zniszczyłam, tym że po prostu zaistniałam. W złym czasie, z niewłaściwym mężczyzną. Stałam się szlabanem na drodze do szczęścia. Każda prawdziwa matka jest w stanie poświęcić siebie dla dobra dziecka.
Niewłaściwy mężczyzna był właściwym ojcem. Dlatego została – nie miała prawa niszczyć mojego świata, nie miała podstaw. Czy jestem jej za to wdzięczna? Myślę, że tak, choć teraz – gdy dorosłam do pewnych wewnętrznych walk i gdy widzę ją taką nieobecną przy kuchennym stole, ze wzrokiem przenikającym bloki, wyrastające tuż za oknem - czuję się winna.
Później nie miała już odwagi, czas działa na niekorzyść.
A teraz my…
Brniemy w to, co nie powinno między nami zaistnieć. Nie potrafię patrzeć na ciebie przez chwile przeszłości, za to widzę cię wyraźnie pośród aury niepokoju o jutro. Zbyt agresywnie wyrażam to, czego mi brakuje. Wykładam ci instrukcje, jak postępować, bym czuła się spełniona i usatysfakcjonowana.
Nie chcesz bym dyktowała ci, co masz czuć.
Ja nie chcę stać się smutną kobietą.
Nie chcę być zdominowana przez nadzieję, że los się do mnie uśmiechnie. Chcę sama sięgnąć po ten uśmiech.