Banalny przypadek nam ścieżki posplatał
i nic od tej pory nie było jak kiedyś,
gdy nowy porządek zaistniał dla świata,
wskazując kierunek dla przeżyć.
Czas jakby przystanął bezładnie, w pół kroku
odwiecznej wędrówki bez celu, donikąd,
darując nam chwile wyrwane spod oków,
by wspólnie przekroczyć rubikon.
I tak zapatrzeni w nieznany horyzont,
przy blasku kąpiącym półsenne promienie,
brodziliśmy w falach, gdzie stopy nam liżąc,
ochrzciły duchową bohemę.
Uczucie wygasło, zostały wspomnienia,
karmione przez chwile uwięzły na lata,
by nocą roztrząsać moralny dylemat
w dramacie opartym na faktach.
Brakuje mi rozmów codziennych, o niczym,
i spojrzeń w marzenia tak kiedyś szczęśliwe.
Została tęsknota, już nic się nie liczy.
Nie można mieć siebie na siłę.