Wierszem Miesiąca III/24 został utwór Baśń wyszeptana o Poezji - Autsajder1303
Najlepszym anonimowym opowiadaniem został utwór - "Pani Basia" - jaga
Rozpoczynamy nowy konkurs o Złotą Pietruchę w temacie - "psota"
Proszek do pieczenia
Moderator: Redakcja
Proszek do pieczenia
(wspomnienie. Czas - druga połowa lat 70, kiedy zaczęło w Polsce brakować towarów. Wycieczka "turystyczna" do ówczesnego NRD)
Po chwili zobaczyłem sklep, którego szukałem.
– Krzysiek, jest spożywczy. Wchodzimy. Wolę teraz kupić, niż później ganiać z jęzorem.
Stanąłem w kolejce za miejscową klientką. Po sekundzie usłyszałem za sobą rozmowę po polsku. Zaciekawiony, odwróciłem się – to były dwie młode panie z naszego autokaru. Kiwnąłem głową na powitanie.
– Bitte? – usłyszałem od ekspedientki. Wyciągnąłem karteczkę mamy i posługując się szkolnym niemieckim, częściowo na migi, wymieniałem, co chcę kupić. Obsługiwała mnie uprzejmie, bez widocznej niechęci. Widocznie nie wyglądałem na handlarza kupującego w hurtowych ilościach. Mama faktycznie nie przesadziła w zapisach, ile czego mam przywieźć do domu.
Byłem zadowolony z obsługi i z tego, że w sklepie nie brakowało niczego z mojej listy zakupów. Została tylko jedna pozycja, jedyna, której nie zapisałem po niemiecku, gdyż nie było jej w moim podręcznym słowniczku. Powiedziałem do sklepowej „ein moment” i spytałem się cicho Krzyśka:
– Jak jest po ichniemu proszek do pieczenia?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Wiem, jak jest pół litra piwa i to mi wystarczy. – Zaśmiał się. – Mówiłem, nie mam tych problemów, abym latał za proszkiem do pieczenia.
– Furzpulver – usłyszałem z tyłu cichutką podpowiedź. Odwróciłem się. To jedna z naszych współtowarzyszek wycieczki podawała mi pomocną dłoń.
– Jak?
Uśmiechnęła się, nachyliła do mego ucha i powtórzyła wolno, akcentując zgłoski:
– F u r t z p u l v e r.
– O, dzięki.
Ucieszony, zwróciłem twarz do niemieckiej ekspedientki, już lekko zniecierpliwionej oczekiwaniem, i głośno zadysponowałem:
– …und bitte zehn furtzpulver.
– Was? – Wyrwało się z ust wyraźnie zaskoczonej sprzedawczyni. – Was?!
Stropiłem się. „Może źle wymawiam"? Usłyszałem z tyłu szept mojej wybawczyni od niemieckiej nazwy proszku:
– Dobrze, tylko zły akcent. Lepiej przeliteruj.
Ma rację, te cholerne akcenty często wprowadzają w błąd.
– F u r t z p u l v e r bitte. Zehn… ee… no zehn torebeken. – „Cholera, jak jest „torebka” po niemiecku? Akurat teraz musiałem zapomnieć”. Już chciałem zapytać moją uprzejmą współtowarzyszkę, kiedy ekspedientka ponownie rozdarła się, tym razem głosem pełnym oburzenia, zmieszanym ze złością:
– Was?!
Teraz ja z zaskoczenia aż otworzyłem usta. W tym samym momencie usłyszałem parsknięcie za moimi plecami. Odwróciłem się. Moja pomocnica zasłoniła buzię dłonią i dusiła się od stłumionego śmiechu.
– Co ja takiego powiedziałem? Czemu ta Niemka oczy wybałusza?
– Bo prosi pan… – zakrztusiła się znowu ze stłumionego śmiechu, ale wzięła oddech i dokończyła – prosi pan o proszek do pierdzenia.
Nie wstrzymywała się już dłużej i zaczęła głośno rechotać. W pierwszej chwili spurpurowiałem, ale też nie wydzierżyłem i parsknąłem. „Dobry żart… a że dałem się wrobić, to tylko moja wina… Mogłem w domu lepiej przygotować się do wyjazdu” – nie miałem urazy dla żartownisi.
Nasz śmiech rozładował napiętą atmosferę, sklepowa też dała upust wesołości.
Kiedy się uspokoiliśmy, dostałem wreszcie, przy pomocy mojej dowcipnisi, ten cholerny proszek do pieczenia, całe zehn torebeken.
Po chwili zobaczyłem sklep, którego szukałem.
– Krzysiek, jest spożywczy. Wchodzimy. Wolę teraz kupić, niż później ganiać z jęzorem.
Stanąłem w kolejce za miejscową klientką. Po sekundzie usłyszałem za sobą rozmowę po polsku. Zaciekawiony, odwróciłem się – to były dwie młode panie z naszego autokaru. Kiwnąłem głową na powitanie.
– Bitte? – usłyszałem od ekspedientki. Wyciągnąłem karteczkę mamy i posługując się szkolnym niemieckim, częściowo na migi, wymieniałem, co chcę kupić. Obsługiwała mnie uprzejmie, bez widocznej niechęci. Widocznie nie wyglądałem na handlarza kupującego w hurtowych ilościach. Mama faktycznie nie przesadziła w zapisach, ile czego mam przywieźć do domu.
Byłem zadowolony z obsługi i z tego, że w sklepie nie brakowało niczego z mojej listy zakupów. Została tylko jedna pozycja, jedyna, której nie zapisałem po niemiecku, gdyż nie było jej w moim podręcznym słowniczku. Powiedziałem do sklepowej „ein moment” i spytałem się cicho Krzyśka:
– Jak jest po ichniemu proszek do pieczenia?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Wiem, jak jest pół litra piwa i to mi wystarczy. – Zaśmiał się. – Mówiłem, nie mam tych problemów, abym latał za proszkiem do pieczenia.
– Furzpulver – usłyszałem z tyłu cichutką podpowiedź. Odwróciłem się. To jedna z naszych współtowarzyszek wycieczki podawała mi pomocną dłoń.
– Jak?
Uśmiechnęła się, nachyliła do mego ucha i powtórzyła wolno, akcentując zgłoski:
– F u r t z p u l v e r.
– O, dzięki.
Ucieszony, zwróciłem twarz do niemieckiej ekspedientki, już lekko zniecierpliwionej oczekiwaniem, i głośno zadysponowałem:
– …und bitte zehn furtzpulver.
– Was? – Wyrwało się z ust wyraźnie zaskoczonej sprzedawczyni. – Was?!
Stropiłem się. „Może źle wymawiam"? Usłyszałem z tyłu szept mojej wybawczyni od niemieckiej nazwy proszku:
– Dobrze, tylko zły akcent. Lepiej przeliteruj.
Ma rację, te cholerne akcenty często wprowadzają w błąd.
– F u r t z p u l v e r bitte. Zehn… ee… no zehn torebeken. – „Cholera, jak jest „torebka” po niemiecku? Akurat teraz musiałem zapomnieć”. Już chciałem zapytać moją uprzejmą współtowarzyszkę, kiedy ekspedientka ponownie rozdarła się, tym razem głosem pełnym oburzenia, zmieszanym ze złością:
– Was?!
Teraz ja z zaskoczenia aż otworzyłem usta. W tym samym momencie usłyszałem parsknięcie za moimi plecami. Odwróciłem się. Moja pomocnica zasłoniła buzię dłonią i dusiła się od stłumionego śmiechu.
– Co ja takiego powiedziałem? Czemu ta Niemka oczy wybałusza?
– Bo prosi pan… – zakrztusiła się znowu ze stłumionego śmiechu, ale wzięła oddech i dokończyła – prosi pan o proszek do pierdzenia.
Nie wstrzymywała się już dłużej i zaczęła głośno rechotać. W pierwszej chwili spurpurowiałem, ale też nie wydzierżyłem i parsknąłem. „Dobry żart… a że dałem się wrobić, to tylko moja wina… Mogłem w domu lepiej przygotować się do wyjazdu” – nie miałem urazy dla żartownisi.
Nasz śmiech rozładował napiętą atmosferę, sklepowa też dała upust wesołości.
Kiedy się uspokoiliśmy, dostałem wreszcie, przy pomocy mojej dowcipnisi, ten cholerny proszek do pieczenia, całe zehn torebeken.
Nie uznaję różnic wynikających z płci…
oprócz wynikających z płci.
oprócz wynikających z płci.
- Dany
- Administrator
- Posty: 19900
- Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 4
- Srebrnych Pietruch: 9
- Brązowych Pietruch: 11
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 24
Re: Proszek do pieczenia
To były takie czasy, że wszystkiego u nas brakowało, więc sobie ludziska radzili jak umieli.
Oby nie wróciły takie czasy!
Oby nie wróciły takie czasy!
Oczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.
- jaga
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3093
- Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
- Lokalizacja: lubuskie
- Złotych Pietruch: 5
- Srebrnych Pietruch: 6
- Brązowych Pietruch: 10
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 7
- Najlepsza proza: 1
Re: Proszek do pieczenia
"Dobry żart tynfa wart" - też pamiętam te czasy, wspominam niektóre sytuacje z uśmiecham
tak jak twój tekst - z uśmiecham zakończyłam czytanie
tak jak twój tekst - z uśmiecham zakończyłam czytanie
jaga
Re: Proszek do pieczenia
Eli - a proszę
Dany, Polacy zawsze byli zaradni, w potrzebie. Ale "oby takie czasy nie wróciły".
Jaga - z uśmiechem zakończyłaś czytanie? Znaczy mogę odpocząć, zadanie spełnione
PS. Dziękuję za komentarze. Niektórzy z nas pamiętają... to znaczy, że woojek Alzheimer jeszcze ich nie odwiedził
Dany, Polacy zawsze byli zaradni, w potrzebie. Ale "oby takie czasy nie wróciły".
Jaga - z uśmiechem zakończyłaś czytanie? Znaczy mogę odpocząć, zadanie spełnione
PS. Dziękuję za komentarze. Niektórzy z nas pamiętają... to znaczy, że woojek Alzheimer jeszcze ich nie odwiedził
Nie uznaję różnic wynikających z płci…
oprócz wynikających z płci.
oprócz wynikających z płci.
Re: Proszek do pieczenia
Tadeuszu - przyniosło to efekt - atmosfera z obu stron "nacji" się rozładowała, a ja kupiłem to, co miałem
Nie uznaję różnic wynikających z płci…
oprócz wynikających z płci.
oprócz wynikających z płci.
- Dany
- Administrator
- Posty: 19900
- Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 4
- Srebrnych Pietruch: 9
- Brązowych Pietruch: 11
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 24
Re: Proszek do pieczenia
Koniec miesiąca, przenoszę utwór do odpowiedniego działu, tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Oczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.