Idę tam, gdzie oczy mnie poniosą. Urosną
nowe fantazje, rozważania o ironii
losu. Precyzją przyciągania łzę uroni,
co zamknięte we mnie, opowieścią miłosną.
Dziś pochwycę za jedno i za drugie wiosło,
nie patrząc na las wbitych drzazg zmęczonych dłoni.
Niech się dzieje wola nieba. Może odsłoni
podczas spływu, ukryty plan, własne rzemiosło?
Poniesie mnie z prądem albo gdzieś obok, bliżej
skalnych, rozniesie na kawałki wszem i wobec.
I nic to, że grad się sypie wyzwisk i obelg!
- Na wołanie głuchonieme ton swój obniżę.
Spotkałem kiedyś kusicielkę przy drodze,
Do dziś samotne drzewo ze sznurem jest w trwodze.